"Udało się nam coś wspaniałego - powiedziała kanclerz Angela Merkel, komentując wyniki wyborów. - Osiągnęliśmy nasz cel wyborczy, jakim było stworzenie w Niemczech stabilnej większości i nowego rządu". "Dziś możemy jeszcze świętować, ale od jutra czeka nas ciężka praca. Nie zapominajmy, że przed nami wiele problemów do pokonania" - dodała Merkel. Dotkliwe straty poniosła współrządząca Niemcami od 11 lat Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD), która uzyskała 23,1 proc. poparcia. To najgorszy wynik w historii tego ugrupowania i aż o ponad 11 punktów procentowych gorszy, niż w wyborach cztery lata temu (34,2 proc.). "SPD poniosła gorzką porażkę" - przyznał kandydat SPD na kanclerza Frank-Walter Steinmeier. "Nie przejdziemy nad tym do porządku dziennego. Będziemy opozycją, która będzie bardzo dokładnie uważać na to, jak zachowa się nowa drużyna (koalicja chadeków i liberałów - red.). Muszą udowodnić, co potrafią, a ja wątpię czy naprawdę potrafią" - powiedział. Dodał, że opozycyjni socjaldemokraci będą chcieli zapobiec, by nowy rząd nie oznaczał dla Niemiec "powrotu do lat 90". W czasie kampanii wyborczej Steinmeier wielokrotnie ostrzegał, że konserwatywno-liberalna koalicja doprowadzi do pogłębienia podziałów socjalnych w kraju. "Troska o równowagę socjalną jest historyczną misją partii socjaldemokratycznej. Ta misja nie dobiegła końca" - powiedział polityk SPD. Przewodniczący SPD Franz Muentefering zapowiedział, że prezydium partii wyciągnie wnioski z wyników wyborów. Jego przyszłość, jako szefa partii jest kwestią otwartą. Steinmeier najpewniej zostanie przewodniczącym opozycyjnej frakcji SPD w Bundestagu. SPD była u władzy w Niemczech od 1998 r. - do 2005 r. w koalicji z Zielonymi, a następnie w wielkiej koalicji z CDU/CSU. Zdaniem ekspertów dramatyczna utrata poparcia, to cena za kompromisy z chadekami w kwestiach socjalnych. Po odejściu byłego kanclerza Gerharda Schroedera ugrupowanie pogrążone było w wewnętrznych sporach i brak mu charyzmatycznych liderów. Niedziela jest dniem tryumfu dla liberałów, którzy osiągnęli najlepszy wynik w swej historii. "Chcemy współrządzić Niemcami" - powiedział po ogłoszeniu wyników przewodniczący FDP Guido Westerwelle, który w nowym rządzie może objąć stanowisko wicekanclerza i ministra spraw zagranicznych. Westerwelle dodał, że ugrupowanie domaga się wprowadzenie uczciwego systemu podatkowego, lepszych szans edukacyjnych i respektowania praw obywatelskich. Zarówno chadecy jak i liberałowie obiecywali w programach wyborczych obniżenie ciężarów podatkowych. SPD twierdzi, że ponad pięcioprocentowa recesja oraz rekordowy deficyt budżetu nie pozwoli na sfinansowanie takiej polityki fiskalnej. Angela Merkel powiedziała w telewizyjnym programie wyborczym, że chce przeprowadzić "sprawne negocjacje" koalicyjne z FDP. "Na pewno będziemy się spierać o niektóre punkty. Startowaliśmy w wyborach jako odrębne ugrupowania" - powiedziała. Zapewniła, że będzie dążyć do "socjalnie zrównoważonej polityki". Największe wyzwanie przyszłego rządu to walka z ponad 5-procentowa recesją gospodarczą, rekordowym zadłużeniem oraz rosnącym bezrobociem, które w przyszłym roku może dotknąć 4,5 mln Niemców. W sferze polityki zagranicznej jednym z największych wyzwań będzie opracowanie strategii wycofania sił Bundeswehry z Afganistanie. Po niedzielnych wyborach swój stan posiadania w Bundestagu poprawiły dwie pozostałe mniejsze partie. Zieloni zdobyli ok. 10,1 - 10,6 proc. (plus dwa punkty w porównaniu z 2005 rokiem), a postkomunistyczna Lewica - 12,0 - 12,4 proc. (plus cztery punkty). "To historyczny sukces. Po raz pierwszy mamy dwucyfrowy wynik w wyborach federalnych" - powiedział szef Lewicy Gregor Gysi. Z kolei rozczarowana swym rezultatem była bawarska chadecja CSU, która w swoim landzie uzyskała 42 proc., (o siedem punktów mniej niż w 2005 r.), a w skali całego kraju - 6,4 proc. Partia ta będzie mieć słabszą pozycję i mniej tek w koalicyjnym rządzie niż liberałowie. Ciekawostką jest zaskakująco dobry wynik Partii Piratów, która skupia aktywistów walczących o wolny dostęp do wiedzy i kultury za pośrednictwem internetu. Nie weszła wprawdzie do Bundestagu ale zdobyła 1,9 proc. głosów. Frekwencja w niedzielnych wyborach do Bundestagu wyniosła około 71,2 proc. i była najniższa od 1949 roku - wynika z prognoz telewizji ZDF. Cztery lata temu do urn poszło 77,7 proc. wyborców. Zobacz materiał filmowy na temat niemieckich wyborów: