Jak pisze "Spiegel Online", na celowniku BND znajdowały się placówki dyplomatyczne i inne instytucje francuskie i amerykańskie, co wykraczało poza zakres zadań stawianych wywiadowi przez rząd Niemiec. Niemieckie służby specjalne posługiwały się kontrowersyjnymi filtrami, tzw. selektorami, do kontrolowania komunikacji w internecie. O niezgodnych z prawem praktykach BND poinformowali w środę wieczorem przedstawiciele rządu podczas posiedzenia komisji parlamentarnej kontrolującej działania służb specjalnych. Parlamentarzyści postanowili powołać grupę roboczą, która zajmie się zbadaniem skandalu. Od wiosny 2015 roku wiadomo, że BND pomagał służbom amerykańskim w inwigilowaniu obywateli i instytucji w Niemczech i innych krajach UE wykorzystując do tego celu stacje nasłuchowe na terenie RFN. Niemiecki wywiad posługiwał się przy tym listą filtrów do kontrolowania komunikacji w internecie, które uzyskał od amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Selektory to określone przez Amerykanów i używane przez BND filtry do monitorowania komunikacji w internecie, w tym numery telefonów, adresy IP i hasła. W maju wyszło na jaw, że BND od lat pomagał amerykańskim służbom w inwigilowaniu polityków za granicą, m.in. we Francji, Austrii i w Komisji Europejskiej, a także w szpiegowaniu międzynarodowych koncernów.