Niemcy będą losować poborowych? W koalicji zawrzało jak nigdy dotąd
Takiej awantury w obecnym niemieckim rządzie jeszcze nie było. Wściekły minister obrony torpeduje porozumienie, które próbowano zawrzeć za jego plecami. A wszystko przez "Wehrdienst-Lotto", które opozycja porównuje do... "Igrzysk Śmierci". O co tu chodzi? O przywrócenie obowiązkowej służby wojskowej. Ale po kolei.

Jeszcze 15 lat temu Niemcy mieli historyczną wizję zrobienia z Bundeswehry armii zawodowej. Bo żyliśmy w czasach pokoju. Ale ta wizja dziś wydaje się utopijna i władze w Berlinie zmuszone są teraz do fundamentalnej rewizji swojej polityki bezpieczeństwa.
Kwestia, która wydawała się zamknięta - obowiązkowa służba wojskowa - powraca z całą mocą, dzieląc scenę polityczną i wywołując ogólnonarodową dyskusję o obowiązkach obywatelskich, wolności jednostki i przyszłości Bundeswehry.
Przełomowa deklaracja z 2022 roku
Pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę i ogłoszenie przez kanclerza Olafa Scholza w roku 2022 historycznego "punktu zwrotnego" (Zeitenwende) wstrząsnęły niemieckim poczuciem bezpieczeństwa. Wezwanie ministra obrony Borisa Pistoriusa, by Niemcy stały się "zdolne do prowadzenia wojny" (kriegstüchtig), zderzyło się z twardą rzeczywistością: Bundeswehra cierpi na chroniczny niedobór personelu.
Plan zwiększenia liczby żołnierzy do 203 tysięcy okazał się niemożliwy do zrealizowania wyłącznie w oparciu o ochotników, a nowe zobowiązania w ramach NATO wymagają znacznie większych rezerw mobilizacyjnych. W tym kontekście debata o przywróceniu obowiązkowej służby wojskowej (Wehrpflicht), zawieszonej w 2011 roku, stała się jednym z najgorętszych tematów politycznych ostatnich dni. Do tego stopnia, że mówi się o koalicyjnym kryzysie w nowym niemieckim rządzie.
Kompromis Pistoriusa i jego słabości
Centralną postacią debaty jest minister obrony Boris Pistorius (SPD), który od początku urzędowania naciska na znalezienie rozwiązania problemu kadrowego.
Jego pierwotna, ambitna propozycja zakładała wprowadzenie modelu wzorowanego na szwedzkim, a ostatnio duńskim: wszyscy młodzi mężczyźni w wieku 18 lat otrzymywaliby wezwanie do rejestracji, a następnie część z nich, uznana za najbardziej odpowiednią, byłaby powoływana na badania kwalifikacyjne i do służby. Do służby mogłyby trafiać także kobiety, jednak to miałaby być opcja dobrowolna.
Ten plan spotkał się ze znacznym oporem wewnątrz koalicji rządowej. Pistorius nie zdołał przeforsować swojego "modelu szwedzkiego" w gabinecie. Ostatecznie, z jego planów pozostał jedynie mocno okrojony kompromis: obowiązkowy kwestionariusz online dla wszystkich 18-letnich mężczyzn i dobrowolny dla kobiet. Sama służba ma "początkowo" pozostać dobrowolna. Projekt ustawy zawiera jednak klauzulę, która pozwala rządowi, za zgodą parlamentu, na wprowadzenie poboru przymusowego, jeśli sytuacja bezpieczeństwa tego będzie wymagać.
"Wehrdienst-Lotto": Kompromis, który wywołał burzę
W toku trudnych negocjacji koalicyjnych między CDU/CSU a SPD pojawiła się propozycja, która natychmiast wywołała polityczną burzę: tzw. "Wehrdienst-Lotto". Zgodnie z tym pomysłem, jeśli liczba ochotników okaże się niewystarczająca, brakujące miejsca w armii miałyby zostać uzupełnione poprzez losowanie spośród osób, które przeszły badania kwalifikacyjne.
Pomysł ten, forsowany przez chadeków jako "najbardziej sprawiedliwy z możliwych", spotkał się z falą krytyki z niemal każdej strony sceny politycznej. Sam minister obrony Boris Pistorius wyraził sceptycyzm, wskazując na problemy prawne i argumentując, że losowanie kosztuje zbyt wiele cennego czasu w sytuacji kryzysowej i może wywołać sprzeciw społeczny.
Opozycja zareagowała jeszcze ostrzej. Liderka Zielonych, Britta Haßelmann, stwierdziła z oburzeniem: "Bundeswehra to nie budka z losami, a służba wojskowa to nie loteria". Jej partyjna koleżanka Katharina Dröge nazwała propozycję "całkowicie nieprzemyślaną" i "absolutnie arbitralną".
Lider frakcji Lewicy, Sören Pellmann, ostrzegał przed "loterią poborową", porównując ją do powieści "Igrzyska Śmierci", w której dzieci są losowane do walki na arenie. Sahra Wagenknecht (BSW) określiła pomysł jako "maksymalnie niesprawiedliwy" i "wysoce wątpliwy konstytucyjnie". Nawet wewnątrz SPD propozycja doprowadziła do pęknięcia, a pierwotne porozumienie z Unią zostało zerwane, ponieważ część socjaldemokratów odmówiła poparcia dla losowania.
Chaos w koalicji. Odwołana konferencja i publiczna awantura
Gdy wydawało się, że koalicja osiągnęła kruchy kompromis w sprawie losowania, doszło do bezprecedensowego publicznego spięcia, które obnażyło głębokie podziały wewnątrz SPD.
Chwilę przed planowaną wspólną konferencją prasową, na której politycy chadecji i SPD mieli ogłosić porozumienie, została ona nagle odwołana. Media zamarły w zdumieniu - kompromis, o którym informowano jeszcze kilka godzin wcześniej, upadł w ostatniej chwili. Negocjatorzy z SPD zapewniają jednak, że porozumienie jest jeszcze możliwe i nowa ustawa wejdzie w życie 1 stycznia.
Szybko wyszło na jaw, że za zerwaniem rozmów stał sam minister obrony. Jak donosiły media, Boris Pistorius osobiście interweniował, aby zablokować porozumienie, które zostało wynegocjowane przez jego partyjną koleżankę i wiceszefową frakcji SPD, Siemtje Möller.
Według doniesień Pistorius od początku odrzucał kompromis z losowaniem, jednak Möller miała zaakceptować umowę z CDU i CSU tuż po tym, jak minister opuścił salę negocjacyjną.
Eskalacja konfliktu nastąpiła, gdy Pistorius, nie kryjąc irytacji, publicznie skrytykował ten proces przed kamerami.
- Mam pewne trudności z tym, że dwie elementarne części mojego projektu ustawy są zmieniane, zanim w ogóle został on oficjalnie wniesiony do Bundestagu - stwierdził.
Był to otwarty atak na własną frakcję i negocjatorkę, co wywołało szok w Berlinie. Opozycja nie zostawiła na rządzących suchej nitki. Szefowa frakcji Zielonych, Britta Haßelmann, określiła całą sytuację jako "totalnie amatorską" i stwierdziła, że patrzy na ten chaos "z niedowierzaniem".
Polityczna burza: Kto jest za, a kto przeciw?
Podziały w tej kwestii przebiegają wzdłuż głównych linii ideologicznych niemieckich partii.
Głównym orędownikiem powrotu do poboru są chadecy (CDU/CSU). W swoim nowym programie partie opowiadają się za stopniowym przywróceniem obowiązku, zaczynając od tzw. Kontingentwehrpflicht - poboru ograniczonej liczby rekrutów, zgodnie z aktualnymi potrzebami armii.
Docelowo partie chciałyby wprowadzenia obowiązkowego "roku społecznego" dla wszystkich młodych ludzi, z możliwością wyboru służby w wojsku, obronie cywilnej lub sektorze opieki społecznej, czyli tak jak to było, zanim zniesiono obowiązek służby wojskowej. Argumenty CDU koncentrują się na wzmocnieniu obronności i spójności społecznej.
Socjaldemokraci (SPD) są wewnętrznie podzieleni. Choć partia opowiada się za modelem dobrowolnym, to właśnie minister obrony z ramienia SPD, Boris Pistorius, jest siłą napędową zmian. Jego kompromisowy model jest próbą pogodzenia partyjnej niechęci do przymusu z realnymi potrzebami sił zbrojnych.
Historycznie pacyfistyczni Zieloni podchodzą do tematu sceptycznie, krytykując chaotyczny proces legislacyjny koalicji. Zamiast czysto wojskowego poboru proponują znacznie szerszą i bardziej elastyczną koncepcję "służby na rzecz wolności" (Freiheitsdienst). Miałaby ona obejmować wszystkich mieszkańców, niezależnie od płci i wieku (od 18 do 67 lat), oferując szeroki wachlarz opcji w sektorze wojskowym i cywilnym.
Opozycyjna, skrajnie prawicowa AfD oficjalnie popiera przywrócenie poboru, choć temat budzi w partii wewnętrzne spory, szczególnie w kwestii wysyłania żołnierzy na misje międzynarodowe.
Skrajnie lewicowe Die Linke oraz Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) kategorycznie odrzucają pobór, uznając go za element "militaryzacji społeczeństwa".
Głos społeczeństwa i praktyczne przeszkody
Debata nie toczy się wyłącznie w Bundestagu. Głośny sprzeciw wyrażają największe niemieckie organizacje pożytku publicznego, takie jak Diakonie, Caritas czy Niemiecki Czerwony Krzyż. Argumentują one, że zmuszanie młodych ludzi do zaangażowania jest błędem. Zamiast tego proponują wzmocnienie i lepsze finansowanie istniejących programów wolontariatu, twierdząc, że mogłoby to podwoić liczbę chętnych bez uciekania się do przymusu.
Nawet gdyby politycy osiągnęli konsensus, przywrócenie poboru po ponad dekadzie byłoby logistycznym i finansowym koszmarem. Bundeswehra zlikwidowała większość niezbędnej infrastruktury - brakuje koszar, ośrodków szkoleniowych, a przede wszystkim instruktorów zdolnych do wyszkolenia dziesiątek tysięcy rekrutów. Odbudowa tych zdolności kosztowałaby miliardy euro.
Poważne są również bariery prawne. Ekspertyzy Bundestagu wskazują, że wprowadzenie powszechnego obowiązku służby (allgemeine Dienstpflicht) naruszałoby konstytucyjny zakaz pracy przymusowej i wymagałoby zmiany ustawy zasadniczej. Co więcej, obecne przepisy dotyczące poboru odnoszą się wyłącznie do mężczyzn, co w dzisiejszych czasach byłoby niemal na pewno uznane za niezgodne z zasadą równości płci i również wymagałoby interwencji w konstytucji.
Jaka przyszłość czeka pobór?
Niezależnie od ostatecznego wyniku niemiecka debata o obowiązkowej służbie wojskowej jest czymś więcej niż tylko techniczną dyskusją o liczbie żołnierzy. To mikrokosmos zmagań całego narodu z adaptacją do nowej, bardziej niebezpiecznej rzeczywistości.
Jej rezultat na nowo zdefiniuje umowę społeczną i równowagę między prawami a obowiązkami obywateli w Niemczech XXI wieku.
Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman
















