Rolnicy domagają się odszkodowań. Afera dioksynowa w Niemczech przybiera coraz większe rozmiary. Ministerstwo rolnictwa landu Szlezwik-Holsztyn potwierdziło doniesienia mediów, że skażonymi tłuszczami paszowymi handlowano w Niemczech już od wielu miesięcy. W marcu 2010 roku podczas kontroli w firmie produkującej tłuszcze paszowe Harles und Jentzsch stwierdzono przynajmniej dwa razy wyższe niż dopuszczalne ilości dioksyn, lecz prywatne laboratorium, które przeprowadziło badania, nie poinformowało władz o ich wynikach. Tłuszcze te nie powinny być wykorzystane jako składnik pasz - powiedział rzecznik ministerstwa. Prokuratura wszczęła dochodzenie przeciwko firmie Harles und Jentzsch. Organizacje ochrony konsumentów ostrzegają, że rakotwórcze dioksyny mogą być obecne nie tylko w jajach i mięsie, lecz także mleku, bo zanieczyszczonymi paszami karmiono również bydło. Dotychczas jednak władze uspokajają, że stwierdzone w produktach spożywczych ilości szkodliwej substancji nie stanowią zagrożenia dla zdrowia ludzi. Według sondażu telewizji ARD 66 proc. Niemców nie uważa, że obecna afera dioksynowa wpłynie na ich przyzwyczajenia związane z konsumpcją. Jedynie 4 proc. chce zrezygnować ze spożywania jaj. Środki ostrożności, które podjęto w związku ze skandalem, w największym stopniu dotknęły rolników w Dolnej Saksonii. Władze tego landu nakazały przejściowe wstrzymanie zbytu z aż 4468 gospodarstw. Prezes Niemieckiego Związku Rolników Gerd Sonnleitner szacuje, że w związku ze skandalem straty rolnictwa sięgają 40-60 mln euro tygodniowo. - Branża producentów pasz musi możliwie szybko ustanowić fundusz odszkodowawczy - oświadczył Sonnleitner.