56-letni Onesphore Rwabukombe jest Hutu i 20 lat temu był burmistrzem miasta Kiziguro w Rwandzie. Przed sądem we Frankfurcie odpowiadał za udział w zamordowaniu w 1994 roku co najmniej 400 osób pochodzenia Tutsi, szukających w jego mieście schronienia w kościele. Oskarżony, który w 2002 roku przyjechał do Niemiec, gdzie otrzymał azyl, także w Niemczech będzie odbywał swoją karę. Proces trwał ponad trzy lata. Akt oskarżenia opierał się przede wszystkim na zeznaniach świadków. Przesłuchano ponad sto osób, wśród nich ludzi, którzy uratowali się z masakry, i skazanych sprawców. Niektórzy ze świadków, przebywający w więzieniu w Rwandzie, zeznawali przed kamerami wideo. 11 kwietnia 1994 w Kiziguro schroniło się w kościele kilkaset osób pochodzenia Tutsi. W całej Rwandzie ekstremiści z plemienia Hutu rozpoczęli wówczas polowania na Tutsi. W ciągu kilku miesięcy, od kwietnia do lipca 1994, zamordowanych zostało blisko milion osób. Pretekstem do wszczęcia ludobójstwa była śmierć pochodzącego z plemienia Hutu prezydenta Juvénala Habyarimany w katastrofie lotniczej 6 kwietnia 1994. Onesphore Rwabukombe należy do plemienia Hutu. Według niemieckiej prokuratury jako burmistrz Kiziguro nadużył swojego autorytetu i domagał się od mieszkańców zamordowania Tutsi. Akt oskarżenia mówił o szczególnie ciężkiej winie oskarżonego, co wyklucza przedwczesne zwolnienie go z więzienia. Obrona wyraziła wątpliwości co do wiarygodności sprzecznych, jej zdaniem, zeznań świadków. Oskarżony przyjął wyrok ze stoickim spokojem. Podczas procesu przez cały czas podkreślał swoją niewinność. Poszukiwany międzynarodowym listem gończym Rwabukombe nie został wydalony z Niemiec, uznano bowiem, że w Rwandzie nie można mu zagwarantować sprawiedliwego procesu. Żadnemu sprawcy zbrodnie nie ujdą płazem Pierwszy i jedyny jak dotąd proces w Niemczech, toczący się w sprawie ludobójstwa w Rwandzie, opierał się na obowiązującym w Niemczech od 2002 roku Międzynarodowym Kodeksie Karnym. Pozwala on na ściganie zbrodni wojennych, ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych także poza Niemcami i przez osoby obywatelstwa innego, niż niemieckie. Na tych samych zasadach powołany został Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International oceniła wyrok we Frankfurcie nad Menem jako ważny sygnał wskazujący, że "w przypadku ludobójstwa każdy sprawca musi się liczyć z tym, że stanie przed sądem". Patrick Kroker, ekspert organizacji ds. prawnych podkreślił w rozmowie z katolicką agencją informacyjną (KNA), że proces ten pokazał, iż w Niemczech możliwe jest postępowanie sądowe ws. ciężkiego naruszenia praw człowieka. Mimo wszystkich problemów, jakie były związane z tym procesem, dowodzi on, że sprawcy mogą odpowiadać przed sądem w każdym kraju, niezależnie od miejsca zbrodni i miejsca ich pobytu. (dpa, kna) / Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle red. odp.:Iwona D. Metzner