Autorzy dokumentu - posłowie z obu stron ław w Izbie Gmin - podkreślili, że wysoki procent więźniów pochodzących z państw Unii Europejskiej jest "zaskakujący" i zaznaczyli, że oczekują "szybkiego podjęcia konkretnych działań, które znacząco zredukują tę liczbę" przez odesłanie ich z powrotem do kraju pochodzenia. "Opinia publiczna ma prawo oczekiwać bardziej skutecznego procesu transferu więźniów pomiędzy państwami członkowskimi. Jednoznaczna nieefektywność tego procesu może prowadzić do kwestionowania rządowej argumentacji za dalszym członkostwem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej" - napisali. Według raportu, w brytyjskich więzieniach znajduje się blisko 10 tys. obcokrajowców, w tym ok. 4,2 tys. z krajów Unii Europejskiej. Wśród nich obywatele Polski stanowią największą grupę (983 osoby), przed Irlandczykami (764) i Rumunami (635). Parlamentarny raport, nad którego przygotowaniem czuwał proeuropejski poseł Keith Vaz z Partii Pracy, może przysporzyć dodatkowych kłopotów zwolennikom pozostania Wielkiej Brytanii w UE. Od początku tygodnia zwolennicy Brexitu - z byłym burmistrzem Londynu Borisem Johnsonem i ministrem sprawiedliwości Michaelem Gove na czele - argumentują, że dalsze członkostwo we wspólnocie wiąże się z brakiem kontroli nad imigracją, która z kolei zagraża bezpieczeństwu Wielkiej Brytanii. Podobnego zdania jest według sondaży nawet 54 proc. ankietowanych Brytyjczyków. Prawicowy i eurosceptyczny tabloid "Daily Mail" grzmiał na okładce piątkowego wydania o "unijnych mordercach i gwałcicielach, których nie zdołaliśmy deportować". "Tysiące brutalnych zbirów i gwałcicieli z Unii Europejskiej chodzi po ulicach Wielkiej Brytanii i zajmuje miejsce w naszych więzieniach, bo rząd nie zdołał wysłać ich z powrotem do ich krajów" - napisał dziennik. Gazeta opublikowała również zdjęcia i imiona wybranych przestępców z UE, w tym obywateli Polski skazanych za napady i włamania z użyciem broni, gwałty i morderstwa. Krytyka ze strony tabloidów i przeciwników dalszego członkostwa w UE pada na podatny grunt po tym, jak rząd premiera Davida Camerona musiał przyznać się do złamania złożonej w ubiegłym roku obietnicy wyborczej, według której wskaźnik migracji netto do Wielkiej Brytanii miał spaść do "dziesiątek tysięcy". W rzeczywistości wskaźnik ten wyniósł w 2015 roku 333 tys. osób, z czego liczba obywateli innych państw UE wzrosła w ciągu 12 miesięcy o 184 tys. osób. Jak wskazują szacunki brytyjskiego urzędu statystycznego, w Wielkiej Brytanii mieszka co najmniej 853 tys. obywateli Polski, którzy stanowią największą grupę obcokrajowców. Według opublikowanego w piątek sondażu telewizji Sky News, aż 60 proc. Brytyjczyków uważa, że krótkoterminowe problemy gospodarcze po ewentualnym Brexicie są warte tego, aby móc w pełni odzyskać kontrolę nad imigracją i ograniczyć napływ obywateli z krajów UE. Z kolei według badania Ipsos MORI, aż 48 proc. Brytyjczyków uważa kwestię imigracji za "bardzo istotny" czynnik w podejmowaniu decyzji o tym, jak głosować w czerwcowym referendum dotyczącym członkostwa Wielkiej Brytanii w UE. 55 proc. respondentów jest zdania, że rząd powinien mieć całkowitą kontrolę nad imigracją, nawet jeśli miałoby to oznaczać wyjście kraju z Unii. Komentatorzy spodziewają się, że imigracja będzie odgrywała kluczową rolę w trakcie zaplanowanej na piątkowy wieczór debaty z udziałem brytyjskiego ministra sprawiedliwości Michaela Gove'a, który przedstawi argumenty za wyjściem Wielkiej Brytanii ze wspólnoty. Polityk - prywatnie jeden z najbliższych przyjaciół premiera Camerona - stanie w jednoznacznej opozycji do szefa brytyjskiego rządu, który w czwartek w tym samym studiu namawiał do głosowania za pozostaniem kraju w Unii Europejskiej. Gove najpierw zostanie odpytany przez szefa działu politycznego stacji Faisala Islama, a następnie weźmie udział w czterdziestominutowej dyskusji z publicznością z sali, złożoną po równo ze zwolenników dalszego członkostwa w UE, Brexitu i niezdecydowanych. Referendum ws. członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej odbędzie się w czwartek 23 czerwca. Z Londynu Jakub Krupa