Obaj politycy apelują też o spójniejszą politykę UE w sferze energii. "Nie powinniśmy się godzić na to, że podczas gdy Republika Czeska, Polska i kraje bałtyckie są w NATO i UE, ciesząc się w pełni niezależnością i wolnością, inne państwa na peryferiach Rosji nie uzyskały jeszcze członkostwa i są niejako skazane na egzystencję na politycznej ziemi niczyjej" - piszą Cameron i Topolanek. Zadają następnie pytanie: "Jeśli na to przystaniemy w przypadku Gruzji, kto będzie następny? Ukraina? Estonia?". Autorzy podkreślają, że morał płynący z wydarzeń 1968 roku w Czechosłowacji nie stracił ważności w 2008 roku: "musimy być silni i czujni, jeśli chodzi o obronę naszych wartości, i nie odwracać się, gdy mały niezależny kraj jest najeżdżany przez sąsiada". Ich zdaniem Rosja liczy, że jej poczynania podzielą państwa unijne i społeczność transatlantycką, ale na razie spotyka Moskwę rozczarowanie, bo w miarę rozwoju kryzysu gruzińskiego jedność UE i NATO rosła, nie zaś malała. "Jest jasne, że Rosja traktuje swoje działania jako część strategii obliczonej na władanie sąsiadami, innymi słowy na to, że kraje te będą się cieszyć jedynie ograniczoną suwerennością i jeśli one lub ich przywódcy postąpią w sposób, jakiego Moskwa nie pochwala, uczynią tak na własne ryzyko" - piszą Cameron i Topolanek. W tej sytuacji - ich zdaniem - "musimy dać Rosji jasno do zrozumienia, że chcemy pozytywnych relacji. Chcemy, by Rosja stanowiła część międzynarodowego systemu opartego na przestrzeganiu zasad oraz takich organizacji jak Światowa Organizacja Handlu. Musimy wykorzystać takie środki nacisku, jakimi dysponujemy - co oznacza na przykład bardziej spójne stanowisko UE w sprawie energii. Potrzebujemy rosyjskiego gazu, ale Rosja potrzebuje naszego ryku".