Gdy w czwartek późnym popołudniem pociąg utknął z powodu awarii trakcji elektrycznej, sytuacja szybko zrobiła się groźna. Było już ciemno, ogrzewanie nie działało, obsługa pociągu nie udzielała żadnych informacji. Wśród pasażerów zaczęła w końcu narastać panika. Ludzie wołali o pomoc, niektórzy próbowali wybijać okna, żeby wydostać się na zewnątrz. Drzwi pociągu były zamknięte, ze względów bezpieczeństwa, jak wyjaśnił później maszynista. Pasażerom udało się je jednak otwierać i wysiadać. Po torach obok normalnie kursowały inne pociągi. W końcu na miejsce przybyła policja, wezwana telefonicznie przez pasażerów. Funkcjonariusze zaprowadzili około 150 osób, które wydostały się z pociągu, do hali sportowej i remizy strażackiej w miejscowości Tremsbuettel. Kilku wymagało pomocy lekarskiej z powodu wychłodzenia. Wielu podróżnych pozostało jednak w wagonach. W piątek ze strony policji i stowarzyszenia pasażerów padły ostre słowa krytyki pod adresem kolei, która w tej kryzysowej sytuacji zareagowała za późno. Pasażerowie stanowczo zbyt długo musieli pozostawać w ciemnym, zimnym pociągu, pozbawieni jakichkolwiek informacji. Kolej zapowiedziała wypłacenie każdemu z pasażerów 250 euro odszkodowania. Czwartkowe wydarzenia poddano szczegółowej analizie, mającej usprawnić na przyszłość reagowanie w takich kryzysowych sytuacjach. Ujawniono, że z powodu złej pogody przedstawiciel kolei dotarł do stojącego w szczerym polu pociągu dopiero po dwóch i pół godzinie. W czwartek wieczorem, zgodnie z ostrzeżeniami meteorologów, nad Niemcami szalała "Petra" - front atmosferyczny, który przyniósł obfite opady śniegu. Wiele dróg, w tym także autostrad, przez wiele godzin było nieprzejezdnych. W zaspach lub na oblodzonych wzniesieniach utknęło kilkaset ciężarówek, które w wielu przypadkach zablokowały przejazd innym samochodom.