- Irlandzkie referendum nie było głosowaniem nad Komisją Europejską albo określoną polityką. Większość tych, którzy powiedzieli "nie", przyznało, że zbyt mało wiedziało o traktacie. Europa jest lubiana. Potwierdza to ostatni sondaż Eurobarometru - w Irlandii UE uzyskała jedne z najwyższych ocen - podkreślił Barroso. - To było wotum przeciwko traktatowi, a nie przeciwko Unii Europejskiej. Zawsze jest łatwiej zmobilizować ludzi do sprzeciwu niż do poparcia jakiejś sprawy - dodał. - Europa nie przegrała. To było jedynie zwycięstwo kampanii na rzecz nie - podkreślił szef KE. Jego zdaniem zaobserwować można wyraźny spadek zaufania do instytucji politycznych, a zaufanie do narodowych parlamentów jest o wiele niższe niż do UE. - Nie chodzi o to, że Bruksela ma za dużo kompetencji - dodał Barroso. - Naszym prawdziwym problemem jest jednak niewystarczające zaangażowanie wielu polityków na rzecz UE. Dziś w debacie europejskiej często dominują eurosceptycy - ocenił. Barroso przyznał, że brak nowego traktatu może stanąć na przeszkodzie przyjęciu do UE nowych państw. "Na szczycie Unii kilka państw członkowskich powiedziało wyraźnie, że bez nowego traktatu nie będzie rozszerzenia. Mogą być problemy, bo w tej sprawie potrzebna jest jednomyślność" - podkreślił szef KE. - Mam nadzieję, że będziemy mieć i traktat, i rozszerzenie. Podjęliśmy zobowiązania wobec kandydatów. Nie możemy karać Chorwacji za irlandzkie referendum, to byłoby nie fair. Właściwie negocjacje z Chorwacją powinny zakończyć się w przyszłym roku, jeśli wszystko dobrze pójdzie - dodał. Według szefa KE, nie jest prawdopodobne, by Traktat Lizboński wszedł w życie, tak jak planowano 1 stycznia 2009 roku. Jego zdaniem złe prognozy gospodarcze mogą wpłynąć na postawę Irlandczyków oraz mieszkańców innych krajów UE. - Dlatego nie powinniśmy teraz formułować konkretnego harmonogramu działań - powiedział.