Siedmiu marynarzy ponad trzy doby spędziło na dnie morza u wybrzeży Kamczatki. Informacja o batyskafie ujrzała światło dzienne tylko dlatego, że żona jednego z marynarzy zadzwoniła do lokalnego radia - pisze "Kommersant". Armia musiała się przyznać i to uratowało ludzi, inaczej nie wiadomo, jak zakończyłby się dramat. Dziennik "Wriemia Nowostiej" pisze z ulgą, że na szczęście ratowanie ludzi tym razem okazało się ważniejsze niż zachowanie prestiżu admirałów. Wszystkie media ze smutkiem zauważają, że marynarzy uratowali zagraniczni ratownicy, co boleśnie zraniło rosyjską dumę. "Nie nasze zwycięstwo" - to tytuł z dziennika "Moskowski Komsomolec". A "Kommersant" cytuje wypowiedź żony dowódcy batyskafu. "To przykre, że męża ratują Brytyjczycy. On nie lubi obcokrajowców" - powiedziała Lena Milaszewskaja i dodała: "On jest strasznym rasistą, szanuje tylko Rosjan". Oficjalna "Rossijskaja Gazieta" krytykuje ze swej strony kult tajemniczości, jaki otaczał wypadek AS-28. Według cytowanych przez dziennik źródeł wojskowych, "batyskaf zaplątał się nie tylko w sieci kłusowników, ale także w supertajną antenę". "Lekcja źle przerobiona. Trzeba było pomocy zagranicznej dla uratowania rosyjskiego miniokrętu podwodnego" - wybija w tytule liberalny dziennik "Gazieta".