Jak podkreśla Reuters wielu szabrowników to bezrobotni. "Nie mamy pracy, pieniędzy (...) słyszeliśmy, że ludzie biorą różne rzeczy za darmo, więc dlaczego my byśmy mieli nie brać" - mówi w rozmowie z agencją jeden z uczestników zajść w wieloetnicznej dzielnicy Londynu Hackney, gdzie były one najbardziej gwałtowne. Przedstawiciele brytyjskiego rządu nazywają uczestników zamieszek zwykłymi przestępcami. Zapewniają też, że nie wpłyną one na przygotowania do igrzysk olimpijskich, które mają się odbyć w Londynie w 2012 roku, chociaż zdjęcia płonących budynków i starć z pewnością odbiją się na wizerunku brytyjskiej stolicy - pisze Reuters. Do pierwszych zamieszek doszło w nocy z soboty na niedzielę w północnej dzielnicy Londynu, Tottenham. Pokojowy protest po zastrzeleniu dwa dni wcześniej przez policję podejrzanego mężczyzny przerodził się wówczas w zamieszki, którym towarzyszyło plądrowanie i podpalanie sklepów. Do kolejnych starć doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek i z poniedziałku na wtorek.