Alice Springs ma duży problem - ogromny poziom spożycia alkoholu. Mieszkańcy tego trzydziestotysięcznego miasta wielkości Zakopanego w ciągu roku - wg. australijskiego ABC - wypili alkohol o wartości 30 milionów dolarów australijskich - ponad 70 milionów złotych. Oblicza się, że mieszkańcy "Alice" piją dwa i pół raza więcej, niż reszta kraju. Problem alkoholizmu dotyczy w dużej mierze społeczności aborygeńskiej, choć nie tylko: jak donosi agencja AAP, alkohol był główną przyczyną przemocy w mieście - zarówno ulicznych burd, jak i przemocy domowej. W Alice Springs ma zacząć obowiązywać zatem zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych - wyjątkiem mają być imprezy sportowe i wesela w ogólnodostępnych przybytkach. Alkohol będzie można sprzedawać jedynie w licencjonowanych miejscach, a i tak sprzedaż ta obwarowana będzie dużymi ograniczeniami: alkohol na wynos sprzedawać będzie można jedynie do 21, a przed 11.30 sprzedawać będzie można jedynie piwo. Wszystkie transakcje związane ze sprzedażą alkoholu muszą być filmowane, tak, by można było zidentyfikować kupującego. Te rozwiązania to regulacje terytorialnego samorządu, rząd federalny natomiast zamierza wprowadzić całkowity zakaz sprzedaży i spożycia alkoholu na terytoriach zamieszkałych przez Aborygenów. Ma to doprowadzić do zmniejszenia liczby przypadków molestowania dzieci w tych rejonach, co przybrało wymiary plagi społecznej. Alice Springs nazywane było "źródłem grogu" - to slangowa nazwa lokalnie pędzonego alkoholu.