"Ponieważ w obecnym rządzie i partiach rządzących nie widać zdeklarowanego i akceptowanego reformatora, premier stawia na ostrzu noża pytanie: ja czy chaos? I dodaje - dla mnie nie ma alternatywy. I na krótką metę rzeczywiście tak jest, bo trzeba przyjąć budżet i trzeba zacząć reformy" - pisze Lengyel w przekazanym PAP we wtorek artykule, który ma się ukazać w najnowszym numerze tygodnika "Figyelo". "Ale w perspektywie roku owszem, jest inna alternatywa, a nawet wyłącznie ona, bo obecny premier i stworzona przezeń konstrukcja rządowa nie jest zdolna do wiarogodnego kontynuowania pracy" - uważa Lengyel. Jego zdaniem, lider opozycyjnej, centroprawicowej partii Fidesz Viktor Orban nie stworzył alternatywy dla Gyurcsanya, bo prowadził politykę "wszystko albo nic", odrzucając nie tylko osobę premiera, ale także niezbędny program reform, a tym samym Unię Europejską. Deficyt budżetowy wyniesie na Węgrzech w tym roku 10,1 proc. produktu krajowego brutto, co jest niechlubnym rekordem w skali całej UE. Zgodnie z zatwierdzonym przez Komisję Europejską planem uzdrowienia węgierskich finansów publicznych, ma do roku 2009 spaść do 3,2 proc. PKB. Obniżenie deficytu jest jednym z warunków wejścia do strefy euro. Na Węgrzech odbyły się w niedzielę wybory do władz lokalnych, które zdecydowanie wygrała opozycja. Wcześniej przez ponad tydzień trwały antyrządowe protesty, wywołane ujawnieniem treści majowego wystąpienia Gyurcsanya na zamkniętym zebraniu partyjnym socjalistów. Gyurcsany powiedział wówczas, że socjaliści miesiącami okłamywali społeczeństwo co do faktycznego stanu gospodarki i państwa, i wezwał do zaprzestania tych praktyk oraz wszczęcia niepopularnych reform. W niedzielę prezydent Węgier Laszlo Solyom wezwał parlament do przegłosowania wotum nieufności wobec Gyurcsanya, a Orban zażądał jego dymisji. Gyurcsany oświadczył, że nie złoży dymisji i będzie kontynuował reformy.