"Niech żyje Białoruś!" i "Odejdź!" - wykrzykują uczestnicy demonstracji, która trwa w Mińsku. Protestujący rozpoczęli marsz o godzinie 18 (godz. 16 czasu polskiego). Na czele pochodu niesiony jest transparent "Nie jesteśmy darmozjadami" i czarna trumna z kartonu, na której widnieją napisy: "Dekret nr 3", "Konstytucja 1994", "Prawa człowieka". Niektórzy uczestnicy niosą narodowe biało-czerwono-białe flagi, widać też symbole różnych partii opozycyjnych. Według wstępnych szacunków w proteście zorganizowanym przez koalicję środowisk opozycyjnych bierze udział ok. 2 tys. osób. Marsz jest legalny - odbywa się za zgodą mińskich władz i po wytyczonej trasie z dala od ścisłego centrum miasta. Uczestnicy nie mogą wchodzić na jezdnię, a przez ulicę przechodzą w kilku turach - tylko na zielonym świetle. We wtorek milicja uprzedziła organizatorów marszu - m.in. przedstawicieli Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji i Partii Zielonych o odpowiedzialności, która grozi za złamanie powyższych przepisów. Przemarsz protestujących wywołuje zainteresowanie kierowców, którzy reagują trąbieniem, a także ożywione dyskusje na temat prezydenckiego dekretu nr 3, który zobowiązuje osoby niepracujące co najmniej 183 dni w ciągu roku i niezarejestrowane jako bezrobotne do uiszczania specjalnego podatku. "Zapiszcie się do urzędu pracy. To dobry dekret!" - przekonuje uczestników marszu starsza kobieta, przedstawiająca się jako emerytowana inżynier budownictwa. "W urzędzie nie ma żadnych ofert. Ja od siedmiu lat szukam, jestem inwalidką" - odpowiada jej ktoś z tłumu. "Moja synowa musi płacić, to nieszczęście, ma trójkę dzieci" - skarży się z kolei kobieta, obserwująca protest sprzed wejścia do sieciowej restauracji z kuchnią białoruską. Podobne demonstracje odbywają się w środę w Grodnie i w Mohylewie. Z Mińska Justyna Prus