Co w rzeczywistości kryje za nazwą PNVD (Partij voor Naastenliefde, Vrijheid en Diversiteit)? Skrót oznacza dosłownie "Partię miłości bliskich, wolności i różnorodności", ale reakcje na jej ponowne pojawienie się w holenderskiej polityce są jednoznaczne. I bardzo negatywne. Przede wszystkim ze względu na punkty programu, które odnoszą się do seksualności. Choćby takie jak propozycja depenalizacji pornografii dziecięcej. W 21-stronicowym programie można przeczytać m.in.: "Wszystkie osoby, niezależnie od wieku, w tym także dzieci, mają prawo dysponowania własnym ciałem. Odnosi się to także do sfery seksualnej. Każdy może mieć kontakty seksualne, jeśli tylko się na to zgadza". Jeszcze bardziej szokujący fragment wskazuje, że "posiadanie na użytek prywatny wszelkich form pornografii, także dziecięcej, jest dozwolone". Najbardziej może szokować jednak jeszcze co innego - postulat, aby "relacje seksualne ze zwierzętami stały się legalne", a nekrofilia też zalegalizowana "za pisemną zgodą zmarłego". Partia już dwukrotnie starała się wziąć udział w wyborach - w 2006 i 2010 roku - zanim przed dziesięcioma laty została zakazana. Teraz znowu ją reaktywowano. Sądząc po negatywnym odzewie społecznym, Holendrzy nie powinni pozwolić, aby PNVD miała jakiekolwiek znaczenie. W najbliższą sobotę jest zaplanowana manifestacja przed siedzibą partii w Hadze.