Jego autorzy stwierdzają m.in., że podstawowym błędem było niedostateczne sprawdzenie doniesień o obecności komórek Al-Kaidy w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w rejonie San Diego. Tam dwaj przyszli zamachowcy mieszkali wraz z jednym z tajnych informatorów FBI. Ponadto 900-stronicowy dokument zawiera nowe dowody na to, że Omar Al-Bajumi, czołowy wspólnik dwójki terrorystów, był prawdopodobnie agentem saudyjskich służb specjalnych. FBI nie zainteresowała się nawet tym, że w styczniu 2000 roku Al-Bajumi bezpośrednio po spotkaniu w saudyjskim konsulacie w Los Angeles udał się do restauracji, gdzie czekali na niego dwaj spiskowcy. Obaj mężczyźni byli potem wśród 19 zamachowców, którzy porwali samoloty. Raport krytykuje także Pentagon za niechęć do zaatakowania obozów Al-Kaidy w Afganistanie przed 11 września. Dostało się też CIA za to, że własne informacje o poczynaniach ekstremistów agencja zatrzymała dla siebie.