W poniedziałek wieczorem w Lipsku przed szkołą, do której chodziła brutalnie zamordowana Michelle, odbył się wiec około 160 zwolenników skrajnej prawicy. Policja nie zezwoliła im na przemarsz do centrum miasta. "Żądamy kary śmierci dla oprawców dzieci!" - głosiły hasła na transparentach demonstrantów, głównie młodych ludzi. Mówca zaś krytykował system, który nie jest w stanie ochronić dzieci przed przestępcami. Poniedziałkowa demonstracja ekstremistów przebiegła w spokoju. Nie doszło do konfrontacji z kontrprotestem zwolenników Lewicy, a policja zatrzymała tylko jedna osobę, przy której znaleziono kastet. Mimo to władze Lipska i opinia publiczna są oburzone i oskarżają skrajną prawicę o to, że z żałoby po śmierci dziewczynki uczynili platformę propagowania neonazistowskich haseł. - To odrażające zachowanie - oświadczył burmistrz Lipska Burkhard Jung. Od skrajnej prawicy zdystansowała się także rodzina Michelle. A policja ostrzegła, że podobne zgromadzenia, wymagające zaangażowania setek policjantów, tylko utrudniają śledztwo w sprawie morderstwa. Śmierć Michelle poruszyła całe Niemcy. 18 sierpnia dziewczynka nie wróciła ze szkoły do domu. Przez trzy kolejne dni szukały jej tysiące policjantów, a zaginięcie nagłośniono w środkach masowego przekazu. 21 sierpnia przypadkowy przechodzeń odkrył zwłoki dziecka w parkowym stawie. We wtorek prokuratura poinformowała, że Michelle została zgwałcona i uduszona. Sprawcy nie znaleziono. Policja ma około 1000 tropów. Przed szkołą dziewczynki wciąż składane są kwiaty i zapalane znicze. Na poniedziałek neonaziści zapowiedzieli kolejny wiec.