Szczyt został zaplanowany na dwa pełne dni do soboty wieczór, ale przewodniczące Unii w tym półroczu Włochy zapowiedziały, że są gotowe przedłużać obrady do niedzieli rano, jeżeli dostrzegą szansę na kompromis. Zasadniczą przeszkodą w przyjęciu konstytucji, której projekt liczy prawie 500 artykułów, jest spór między zwolennikami nowego systemu podejmowania decyzji w Radzie UE - z Niemcami i Francją na czele - a obrońcami systemu nicejskiego wchodzącego w życie 1 listopada 2004 roku. Obstają przy nim głównie Polska i Hiszpania, bo daje im pozycję niemal równą Niemcom, Francji, Wielkiej Brytanii i Włochom. Natomiast w nowym systemie siła głosu państwa byłaby ściśle zależna od liczby ludności, wskutek czego Polska dwa razy mniej głosów niż Niemcy. Na podstawie traktatu zawartego w Nicei nasz kraj miałby w Radzie Unii Europejskiej 27 głosów (większym Niemcom dano 29 głosów). W przeddzień szczytu dwa skłócone obozy posługiwały się twardą retoryką. Polska i Hiszpania groziły zawetowaniem projektu konstytucji, jeżeli pozostanie w nim zapis o automatycznym przejściu na nowy system w 2009 roku. Przedstawiciele Francji i Niemiec, wspierani przez polityków krajów Beneluksu i przewodniczącego Komisji Europejskiej Romano Prodiego, twierdzili, że nowy system jest bardziej demokratyczny, skuteczny, przejrzysty i zrozumiały. Jego zwolennicy odgrażali się, że - jeśli Polska lub Hiszpania go zawetuje - w ogóle zrezygnują z konstytucji, zaczną się ściślej integrować między sobą - jak w strefie euro - zakręcą kurek z pieniędzmi dla uboższych członków UE. Bez konstytucji skończy się solidarność i zacznie stopniowy rozpad Unii - ostrzegali. Oba obozy sygnalizowały też jednak, że mogłyby zrobić krok w stronę kompromisu. Polscy politycy powitali propozycję szefa brytyjskiej dyplomacji Jacka Strawa, żeby wpisać do konstytucji "klauzulę rendez-vous", czyli zapowiedź spotkania za kilka lat, żeby ocenić działania Nicei i ewentualnie ją poprawić. Ze źródeł włoskich można było usłyszeć, że druga strona byłaby skłonna odwlec jeszcze o kilka lat - do 2014 roku - automatyczne przejście na nowy system. Ale między jedną a drugą propozycją pozostała jeszcze spora droga do przebycia. Dlatego część dyplomatów unijnych przepowiadała dzisiaj rano rozstanie w niezgodzie i kryzys, a najlepszym razie przełożenie dalszej dyskusji na styczeń. Inni, jak sam przewodniczący obradom premier Silvio Berlusconi, liczyli na cud. Wiele zależy od postawy premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira, który zaczyna piątkowy dzień w Brukseli od śniadania z prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem i kanclerzem Niemiec Gerhardem Schroederem. W związku z nieustępliwym stanowiskiem Polski Niemcy sugerują przełożenie decyzji. Nie chcą słyszeć o kompromisie. Mówił o tym szef niemieckiej dyplomacji Joschka Fischer: - Uważamy, że brak kompromisu teraz jest lepszy niż kiepska umowa, w efekcie której praca nad stworzeniem wspólnej Europy zostanie zmarnowana lub odłożona o wiele, wiele lat. Inni europejscy przywódcy również dają do zrozumienia, że lepiej będzie, jeśli brukselskie obrady zakończą się bez żadnej decyzji. W takim tonie wypowiadał się m.in. szef Komisji Europejskiej Romano Prodi. Jednak specjaliści ostrzegają, że może doprowadzić to do kryzysu, a nawet paraliżu Wspólnoty. Tak czy inaczej konferencja międzyrządowa w sprawie konstytucji ma się zacząć dopiero dzisiaj o 17.00. Szczyt najpierw ma omówić program inwestycji w infrastrukturę transportową, energetyczną i badawczą, które mają sprzyjać wzrostowi gospodarczemu Unii. Zaplanowano też dyskusję o współdziałaniu w polityce imigracyjnej i azylowej, kontroli granic, walce ze zorganizowaną przestępczością i terroryzmem. Szczyt potwierdzi zamiar wprowadzenia wiz i paszportów z odciskami palców i innymi "identyfikatorami biometrycznymi". Przywódcy zapowiedzą złagodzenie kontroli granicznych między nowymi a starymi państwami UE, w tym na Odrze i Nysie, a także plan utworzenia w 2005 roku "Europejskiej Agencji Zarządzania współpracą operacyjną na wspólnych granicach zewnętrznych".