Naukowcy przeanalizowali dane ze stacji pomiarowych EPA (amerykańska Agencja Ochrony Środowiska) oraz dane na temat zarejestrowanych infekcji COVID-19 i zgonów spowodowanych tą chorobą. W badaniu uwzględniono również zmiany kierunków wiatru, mogące mieć wpływ na przemieszczanie się zanieczyszczeń, oraz dane lokalizacyjne z telefonów, pozwalające ustalić m.in. odległości pokonywane przez ich posiadaczy oraz stopień dystansowania społecznego. Większe stężenia PM2.5 to większa śmiertelność z powodu COVID-19 Okazało się, że w okresie od 22 stycznia do 15 sierpnia tego roku zmniejszone narażenie na pyły zawieszone korelowało z niższą liczbą potwierdzonych przypadków COVID-19 i niższą śmiertelnością z powodu choroby. Jak wyliczyli eksperci, wzrost stężenia pyłów PM2.5 o 1 μg/m3 przekładał się na wyższą o 2 proc. w stosunku do średniej z danego hrabstwa liczbę potwierdzonych przypadków zachorowań. Ten efekt nasilał się w sytuacji, gdy zanieczyszczenia utrzymywały się przez dłuższy czas - był dwukrotnie wyższy już przy trzech "smogowych" dniach. W odniesieniu do liczby zgonów ta zależność wygląda jeszcze gorzej. Wzrost poziomu zanieczyszczeń PM2.5 o 1 μg/m3 w ciągu jednego dnia korelował z wyższym o 3 proc. wskaźnikiem zgonów w tym samym okresie. Zdaniem autorów badania te wyniki wskazują, że skażenie powietrza może w istotny sposób przyczyniać się do zaostrzenia objawów COVID-19. Chodzi w szczególności o negatywny wpływ na wydolność układu oddechowego i spowodowany nim wzrost ryzyka śmierci. - Władze lokalne starają się znaleźć kompromisowe rozwiązania, które pozwolą na ponowne otwarcie gospodarki przy jednoczesnym zmniejszeniu narażenia na SARS-CoV-2 - mówi prof. Stefano Carattini, jeden z autorów badania. - Nasze ustalenia wskazują, że zmniejszenie poziomu zanieczyszczeń powietrza może pomóc osiągnąć ten cel. W ostatnich latach amerykańska administracja zliberalizowała przepisy emisyjne. W efekcie część zakładów przemysłowych nie była zobligowana do raportowania EPA poziomów emisji zanieczyszczeń, co przełożyło się na większe skażenie powietrza w ich okolicy. To z kolei mogło przyczynić się do wzrostu liczby infekcji i zgonów z powodu COVID-19. Lepiej zmniejszać emisje, niż zamykać gospodarkę? Eksperci z Georgia State University sformułowali kilka zaleceń w odwołaniu do wyników badań. Mogą one pomóc zmniejszyć zarówno stężenia zanieczyszczeń, jak i tempo rozprzestrzeniania się pandemii. Naukowcy postulują m.in.: na poziomie federalnym: przywrócenie przepisów EPA ograniczajcych emisję zanieczyszczeń przez duże zakłady przemysłowe,na poziomie stanowym: wprowadzenie ograniczeń dotyczących przemieszczania się w "mniej istotnych" celach i zachęcanie do telepracy,na poziomie lokalnym: zmniejszenie poziomów emisji samochodowych przez stosowne ograniczenia ruchu drogowego (np. wprowadzenie opłat za wjazd do określonych części miast) i promocję czystego transportu publicznego. To nie pierwsze doniesienia wskazujące na wpływ smogu na zachorowalność na COVID-19. Już w kwietniu tego roku podobną zależność stwierdzili eksperci z Uniwersytetu Harvarda. Istnieje też wiele innych badań z minionych lat wskazujących na zwiększone ryzyko infekcji, rozwoju chorób układu oddechowego i obniżonej odporności organizmu w warunkach narażenia na smog. Przemysław Ćwik SmogLab