Powołując się na dyplomatów i dowódców wojskowych, gazeta podała, że jeden z dyskutowanych planów przewiduje rozmieszczenie w Polsce i trzech państwach bałtyckich po jednym batalionie o liczebności od 800 do tysiąca żołnierzy każdy. Wersja bardziej umiarkowana to pojedynczy batalion NATO w całym regionie. Jak zaznacza dziennik, NATO jest głęboko krytyczne wobec wspierania przez Rosjan separatystów na wschodniej Ukrainie oraz nasilania przez Rosję ćwiczeń wojskowych w regionie, a także tego, co nazywa prowokacyjnymi wtargnięciami w przestrzeń powietrzną Sojuszu oraz groźbami użycia broni jądrowej. Stanowisko NATO Jednak NATO studzi doniesienia amerykańskiego dziennika. Wysoki rangą dyplomata NATO powiedział Polskiemu Radiu, że dyskusje na temat dalszego wzmocnienia obecności Sojuszu na wschodzie są jeszcze na bardzo wczesnym etapie, a pomysłów jest wiele. Dyplomata potwierdził, że NATO zastanawia się nad wysłaniem na wschód kolejnych oddziałów żołnierzy i rozmawia o ewentualnym utworzeniu stałych baz na Wschodzie, czego domagają się kraje bałtyckie jak i Polska. Chodzi także o to, by grupy zagranicznych żołnierzy w większym stopniu podlegały dowództwu NATO, a nie tak jak teraz dowództwom narodowym. Dyplomata zastrzegł, że przed zaplanowanym na połowę 2016 roku szczytem w Warszawie prawdopodobnie nie zostaną podjęte żadne decyzje w tej sprawie. Do przedyskutowania są także kwestie logistyczne oraz finansowe. - To jest skomplikowana układanka, która przypomina kostkę Rubika - mówi dyplomata. Po agresji Rosji na Ukrainę NATO zdecydowało o zwiększeniu sił szybkiego reagowania do 40 tysięcy żołnierzy. Utworzono też tzw. szpicę czyli oddział sił super-szybkiego reagowania, gotowy do działania w ciągu dwóch dni. Sojusz powołał też w sumie 8 centrów logistycznych w Polsce, krajach bałtyckich, Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech. W związku z działaniami Rosji także poszczególne kraje Sojuszu zdecydowały o wysłaniu na wschód swoich oddziałów. Tak zrobiły między innymi Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy.