NATO od tej chwili liczy 26 członków, a w jego skład weszły po raz pierwszy państwa, które były częścią byłego Związku Radzieckiego. Są to Estonia, Litwa i Łotwa. W piątek oficjalne powitanie nowych członków sojuszu odbędzie się w Brukseli. To już nie jest to samo NATO, co dawniej, nawet nie to samo, co 5 lat temu - w marcu 1999 roku, kiedy do Sojuszu przyjmowano Polskę, Czechy i Węgry - takie komentarze znaleźć można w amerykańskiej prasie. Być może rację mają ci, których zdaniem kraje środkowej i wschodniej Europy wkraczają do Sojuszu znajdującego się na rozdrożu i nawet nie jest pewne, czy ma szanse na znalezienie nowej tożsamości. Niektórzy przestrzegają, by nie ulegać złudnemu przeświadczeniu, że rozszerzenie NATO i zaraz po nim następujące powiększenie UE oznacza, że Waszyngton może odwrócić uwagę od Europy, ponieważ proces jej demokratyzacji dobiega końca. Poza jej granicami pozostają wciąż przecież Rosja, Ukraina, Białoruś czy republiki kaukaskie. Stany Zjednoczone nie powinny zapominać, że postawienie nowej, żelaznej kurtyny do niczego dobrego nie doprowadzi. Posłuchaj także relacji korespondenta RMF Grzegorza Jasińskiego: Wojny na razie nie będzie - uspokaja tymczasem rosyjskich polityków Jurij Bałujewskij ze sztabu generalnego Rosji. To reakcja na plany NATO rozbudowy infrastruktury wojskowej w nowo przyjmowanych krajach bałtyckich. Minister obrony Rosji, Siergiej Iwanow zagroził w artykule prasowym, że jeśli NATO nie porzuci swojej ofensywnej doktryny, to Rosja zmieni podejście do strategii budowy sił zbrojnych, w tym także do rozbudowy broni jądrowej. Specjaliści są sceptyczni - przecież Rosja nie ma na to pieniędzy. Nie wierzą również w umocnienie zgrupowania wojskowego w Obwodzie Kaliningradzkim, tym bardziej, że generał Bałujewskij cały czas nazywa NATO partnerem Rosji.