Tłumy ludzi występujących w obronie parlamentu blokowały autostradę Francisco Fajardo, główną arterię komunikacyjną łączącą wschodnie i zachodnie dzielnice przeszło dwumilionowej stolicy kraju. Kilkadziesiąt tysięcy osób, jak podają agencje prasowe, demonstrowało poparcie dla Zgromadzenia Narodowego, w którym zdecydowaną przewagę ma opozycja wobec lewicowego, autorytarnego rządu Nicolasa Maduro. To z jego inicjatywy Sąd Najwyższy ogłosił przejęcie uprawnień Zgromadzenia Narodowego jako organu ustawodawczego i ograniczenie immunitetu jego członków. Jednak pod naciskiem opinii międzynarodowej prezydent Maduro skłonił Sąd Najwyższy do wycofania się wcześniejszych decyzji. Nie uspokoiło to nastrojów opozycji. Podczas czwartkowych demonstracji domagała się nowych wyborów w Wenezueli. W środę wenezuelski parlament uznał wcześniejszą decyzję Sądu Najwyższego pozbawiającą go uprawnień ustawodawczych za "zamach stanu". W czwartek odbywały się w parlamencie głosowania nad odwołaniem kolejnych spośród siedmiu członków Sądu Najwyższego. Agencja AFP sygnalizowała w czwartek, że po podjętej w zeszłym tygodniu decyzji Sądu Najwyższego w sprawie parlamentu również w obozie rządowym "zarysowały się pierwsze pęknięcia". Prokurator generalna Luisa Ortega, uważana za zwolenniczkę Maduro, odważyła się głośno skrytykować "naruszenie porządku konstytucyjnego". Tymczasem Boliwariańska Gwardia Narodowa, jak nazywa się wenezuelska żandarmeria, zamknęła niektóre stołeczne ulice, aby nie dopuścić uczestników marszów opozycji do tych dzielnic miasta, w których demonstrowali zwolennicy ludowej "rewolucji boliwariańskiej" Hugo Chaveza. Przywódca ten zmarł w 2013 roku, po 14 latach sprawowania władzy prezydenckiej. Utrzymywał ją w wyniku kolejnych wygranych wyborów i jednego referendum. Za czasów jego następcy - byłego kierowcy autobusów miejskich i działacza związkowego Nicolasa Maduro, który objął władzę po śmierci lidera "rewolucji boliwiariańskiej" - kryzys polityczny i zapaść gospodarcza w Wenezueli pogłębiają się dramatycznie z roku na rok.