Konflikt na Bałkanach rozgorzał po incydencie we wsi Banjska. Pod koniec września uzbrojeni Serbowie zabarykadowali się w miejscowym klasztorze. Interweniowała kosowska policja, a w wymianie ognia zginęło troje napastników i jeden prisztiński funkcjonariusz. Belgrad nie zamierzał zrezygnować z dalszej eskalacji i błyskawicznie zgromadził przy granicy z niepodległą od 2008 republiką artylerię oraz piechotę gotową w każdej chwili zaatakować swojego południowego sąsiada. Sytuację natychmiast nagłośnił Waszyngton. Jeszcze w piątek na konferencji prasowej w Białym Domu rzecznik rady ds. bezpieczeństwa narodowego poinformował prasę o "niepokojącym rozmieszczeniu serbskiego wojska wzdłuż granicy z Kosowem, które destabilizuje ten region". Wcześniej demokratyczna administracja w podobny sposób ostrzegała przed zgromadzeniem wojsk rosyjskich w pobliżu Ukrainy, a kilka tygodni później - 24 lutego 2022 roku - Moskwa zdecydowała ruszyć na Kijów. John Kirby ocenił, że atak na kosowski klasztor nie był przypadkowy, a liczba i rodzaj broni użytej podczas incydentu "stanowi zagrożenie nie tylko dla służb kosowskich, ale także personelu międzynarodowego, w tym żołnierzy NATO". - Wszyscy zaangażowani w ten atak muszą zostać pociągnięci do odpowiedzialności - powiedział urzędnik. I wezwał władze serbskie do pomocy w dochodzeniu w sprawie tego, co się stało. Kosowo jak Krym. "Eskalacja to spełnienie marzeń Moskwy " Kosowskim wydarzeniom bacznie przygląda się także Londyn i wzmacnia swój kontyngent pokojowy w ramach sił pokojowych KFOR. "Wielka Brytania wysyła około 200 żołnierzy z 1. Batalionu Królewskiego Pułku Księżnej Walii, aby dołączyli do 400-osobowego kontyngentu brytyjskiego, który już jest w Kosowie" - przekazał w lakonicznym oświadczeniu rzecznik NATO. Obecność wojskową mają wzmocnić także pozostałe kraje członkowskie. Obawy przed rosnącym napięciem można wyczytać także w brytyjskiej prasie. "The Telegraph" wprost ostrzega, że to właśnie Bałkany mogą wkrótce być nowym frontem w walce Zachodu z Rosją. "Ostatnia eskalacja to spełnienie marzeń Moskwy. Serbia i Rosja od miesięcy przygotowywały Serbów do takiego scenariusza, zaogniając napięcie w regionie, aby odwrócić uwagę od wojny w Ukrainie. Zalano przestrzeń informacyjną propagandą powtarzającą stare twierdzenie, że Kosowo należy do Serbii" - zwraca autorka analizy. Valerie Browne przekonuje jednak, że Władimir Putin może ponownie skorzystać z arsenału typowego dla wojny hybrydowej, aby z jednej strony wywołać destabilizację w regionie, z drugiej zaś pozować na jedynego wiarygodnego negocjatora w konflikcie. "Plan ten realizuje trzy cele: odwrócenie uwagi Zachodu od Ukrainy, wzmocnienie pozycji Moskwy w regionie i zapewnienie Putinowi wpływu na mocarstwa zachodnie, jeśli chcą one zapobiec eskalacji konfliktu w regionie" - przekonuje londyńska dziennikarka. "Telegraph" twierdzi ponadto, że niedawny atak na klasztor przypomina znany scenariusz "zielonych ludzików" wysyłanych na Krym w 2014 roku. "Kolejny kryzys w Kosowie może z łatwością przenieść się na Macedonię Północną, państwo członkowskie NATO i mieć poważne konsekwencje dla europejskiej obronności w czasie, gdy uwaga Stanów Zjednoczonych jest rozproszona przez nadchodzące wybory. Pomimo ogólnej przewagi militarnej NATO, ma ono słabą pozycję na Bałkanach. Najwyższy czas, aby NATO wzmocniło swoją obecność w regionie i postawiło Rosję w defensywie" - pointuje autorka publikacji. Serbia: Niepodległość Kosowa marzeniem Tezy o podgrzewaniu konfliktu etnicznego kategorycznie odrzuca Belgrad. "Do czego to miałoby nam służyć? Przecież to przekreślałoby pragnienia Serbii o dołączeniu do Unii Europejskiej" - powiedział prezydent Serbii w rozmowie z "Financial Times". Aleksander Vučić określił mianem "oszczerczej kampanii" doniesienia o wzmocnieniu obecności wojskowej przy granicy z Kosowem. "Serbia nie chce wojny, to kłamstwo, że wysyłamy wojsko na linię administracyjną. W zeszłym roku stacjonowało tam 14 tys. osób, teraz jest 7 tys., planujemy zmniejszyć tę liczbę do 4 tys." - bronił się polityk. Jednocześnie zapewnił, że jego kraj "nie zamierza milczeć na temat mordowania Serbów", gdyż "ich życie nie jest mniej cenne", z kolei niepodległość Kosowa określił mianem "marzeń". Marzeniem może okazać się także szybka akcesja Belgradu do państw Wspólnoty Europejskiej. Formalna decyzja o akcesji może zapaść podczas grudniowego szczytu w Brukseli, jednak w unijnej "poczekalni" obok Serbii są także inne państwa z tzw. Bałkanów Zachodnich: Macedonia, Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina oraz właśnie Kosowo. Przypomnijmy, że Kosowo ogłosiło swoją niepodległość w 2008 roku i od tego czasu oskarża Serbię o uzbrajanie i wspieranie serbskich bojowników. Z kolei Belgrad nie uznał niepodległości swojej byłej prowincji i obwinia Prisztinę o dyskryminowanie pozostałych tam Serbów. Etniczni Albańczycy stanowią większość w liczącym około 1,8 mln mieszkańców Kosowie, jednak około 50 tys. etnicznych Serbów zamieszkuje północ kraju. Na terenie Kosowa stacjonują natowskie siły pokojowe - KFOR. Składają się one m.in. z blisko 300 polskich żołnierzy wchodzących w skład Wielonarodowej Grupy Bojowej - Wschód. Ostatnia tak duża eskalacja napięcia między zwaśnionymi stronami miała miejsce w maju. Wskutek zamieszek rannych zostało blisko 90 żołnierzy sił pokojowych oraz 50 serbskich demonstrantów. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!