Decyzja sądu kończy trwający od siedmiu lat proces wytoczony przez uzależnionego od hazardu 37-letniego gracza władzom kasyna. Wcześniej sądy różnych instancji również orzekały na korzyść Portugalczyka, który w pozwie zarzucił kierownictwu kasyna "żerowanie na jego słabości". Sąd Najwyższy w Lizbonie uznał winę władz kasyna, które miały "umyślnie" i "podstępnie" zwabiać mężczyznę do lokalu, "wiedząc, że jest on silnie uzależniony od hazardu". "Dział marketingu zakładu gier w Espinho celowo wysyłał pozywającemu zaproszenia do odwiedzenia lokalu oraz skorzystania z jego usług" - stwierdził sąd. W orzeczeniu wskazano też, że nałóg Portugalczyka był tak silny, że nie mógł on już nad nim zapanować. Mieszkaniec miasteczka Marco de Canavezes tylko podczas jednego dnia potrafił przegrać 8 tys. euro. Wpływ na przychylny dla hazardzisty werdykt miał też fakt, że kilka tygodni przed dniem, w którym stracił on swoje ostatnie pieniądze, osobiście stawił się w siedzibie Państwowego Zakładu Gier (IGJ) z wnioskiem o zakaz wpuszczania go do kasyn na terenie Portugalii. Nałogowiec został włączony do rejestru osób niepożądanych w salonach gier. Portugalczyk spisał swoje postanowienie po tym jak w poprzednich dwóch latach roztrwonił podczas gry w ruletkę i na automatach 125 tys. euro. Tymczasem już po kilku dniach od złożenia deklaracji zaczął on otrzymywać propozycje do odwiedzenia kasyna w Espinho. Po zakończeniu procesu uzależniony od hazardu Portugalczyk przyznał, że udając się do kasyna nie zamierzał złamać swojego postanowienia, lecz jedynie skorzystać z jego oferty gastronomicznej. "Przez kilka tygodni przedstawiciele kasyna bombardowali mnie serią zaproszeń do odwiedzenia lokalu. Dałem się skusić na bezpłatną ofertę potraw z baru i restauracji, z których widoczne były automaty do gier. Później postanowiłem zagrać..." - przyznał mężczyzna.