Obecnie Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) współrządzi z centroprawicową Europejską Partią Ludową, ale to chadecy sprawują najważniejsze funkcje unijne. Do EPL należy zarówno szef Rady Europejskiej Donald Tusk, jak i przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. Według sondaży zarówno S&D, jak i EPL stracą w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale wygrana ma przypaść tej drugiej partii, której kandydatem na szefa KE jest Manfred Weber. Nie zraża to jednak liderów lewicy przed snuciem planów w sprawie odebrania europejskiej centroprawicy władzy w UE. "Europejska Partia Ludowa nie ma monopolu na obsadzanie stanowiska szefa Komisji Europejskiej" - powiedział w środę dziennikarzom w Brukseli wysoko postawiony polityk socjalistów z PE. Z przedstawionych przez niego informacji wynika, że S&D będzie chciała zebrać poparcie innych frakcji politycznych i utworzyć koalicję przeciwko EPL. Z arytmetycznego punktu widzenia nie jest to niemożliwe. Ostatnia, kwietniowa projekcja podziału miejsc w PE, oparta na krajowych sondażach, daje wprawdzie S&D tylko 149 z 751 miejsc, ale w połączeniu z innymi lewicowymi i liberalnymi ruchami, w tym z nowymi europosłami z partii prezydenta Francji Emmanuela Macrona LREM możliwe jest zebranie większości bezwzględnej w PE. "Położymy na stole nasz program, plan reform w UE dla progresywnej większości, która rozciąga się od Macrona po (premiera Grecji Aleksisa) Ciprasa" - podkreślił polityk S&D. "Najwyższy czas, by socjalista kierował Komisją Europejską" Lewica chce m.in., by nowa KE i PE zrealizowały program przewidujący m.in. wprowadzenie w UE minimalnych płac, które byłyby równe 60-procentowej średniej w danym państwie członkowskim. Priorytetem miałaby również być reforma podatkowa, w tym przypilnowanie, by daniny płaciły wielonarodowe korporacje, a także walka z ubóstwem, zwłaszcza wśród dzieci. Socjaliści i Demokraci, a także liberałowie zyskują na opóźnieniu brexitu. Wprawdzie zanosi się na to, że eurowybory na Wyspach Brytyjskich wygra Partia Brexitu, lewicowa Partia Pracy też ma jednak uzyskać niezły wynik, a jej europosłowie zasiadają dziś w S&D. EPL z kolei nie może liczyć na żadne zyski, bo konserwatyści premier Theresy May wchodzą obecnie w skład EKR, tak jak PiS. Mimo że brytyjscy europosłowie mogą być wybrani zaledwie na kilka miesięcy (termin brexitu jest obecnie wyznaczony na koniec października), to będą oni mieli dokładnie te same prawa, co wszyscy inni deputowani. Politycy S&D deklarują, że w ich frakcji nie będzie żadnej dyskryminacji i brytyjscy deputowani będą brani pod uwagę przy podziale stanowisk - sprawozdawców, wiceszefów czy szefów komisji parlamentarnych. "Nie wiadomo, czy i kiedy brexit się wydarzy" - argumentuje jeden z polityków centrolewicy. Liderzy S&D liczą też, że może uda się im "wyłuskać" jakichś europosłów z EPL w obliczu - jak to określają - "orbanizacji" (od nazwiska premiera Węgier Viktora Orbana) tej grupy politycznej i potencjalnej współpracy chadeków z włoską Ligą Matteo Salviniego. "Nie musimy rozpoczynać walki z EPL, bo już teraz jesteśmy konkurentami politycznymi - zastrzega polityk S&D. - Oni nie mają odwagi i programu, żeby zmienić Europę. Najwyższy czas, żeby to socjalista kierował Komisją Europejską". Kalkulacje polityków z Parlamentu Europejskiego mogą jednak napotkać opór szefów państw i rządów, bowiem to w ich gronie zapadnie decyzja, kto zostanie przedstawiony jako przyszły szef KE. Szef Rady Europejskiej już zwołał szczyt w sprawie obsady stanowisk na wieczór 28 maja, czyli dwa dni po wyborach. Kierownictwo PE nie chce pozostać w tyle i spotyka się w formacie konferencji przewodniczących tego samego dnia, tyle że rano. Wówczas będzie już wiadomo, jaka większość jest możliwa w PE po wyborach. Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)