Paulina Sowa, Interia: Z początkiem marca Biały Dom podał, że Joe Biden miał raka skóry. Dużo się o tym mówiło w USA? Dr hab. Tomasz Płudowski: - Biden w połowie lutego poddał się badaniom i wtedy pojawił się oficjalny komunikat dotyczący jego zdrowia. Dopiero po trzech tygodniach ujawniono, że usunięto mu wtedy odkryte w trakcie badania komórki rakowe, które okazały się niezłośliwe. Poza tym lekarze zapewniają, że amerykański prezydent jest w dobrym stanie, choć jest osobą wiekową, bo ma 80 lat. Obecnie jest najstarszym prezydentem w historii USA, a w najbliższym czasie ogłosi zapewne, że będzie się ubiegał o reelekcję. Podawanie do publicznej wiadomości informacji o stanie zdrowia prezydenta to standardowe działanie w USA? - Taki panuje zwyczaj. Podawane są informacje o stanie zdrowia i informacje podatkowe, aczkolwiek nie ma przepisów, które do tego zobowiązują. W Stanach Zjednoczonych panuje tradycja jawności życia publicznego, w związku z tym wpisuje się to w obyczaj. Wiadomo, że prezydenci muszą być responsywni na opinię publiczną, która potrzebuje informacji o różnych aspektach ich życia. To powoduje, że ujawniane są informacje na temat spraw prywatnych, rodziny, żony, dzieci. Zawsze tak było? - W ostatnich dekadach media zmieniły naturę prezydentury. Wcześniej zdarzało się, że ukrywano informacje dotyczące zdrowia prezydenta, jak było np. z niepełnosprawnością Roosevelta w czasie II wojny światowej w obawie przed odbiorem społecznym. To była jego trzecia kadencja, której końca zresztą nie doczekał. W skutek tego zdarzenia uchwalono poprawkę do konstytucji, która ograniczała prezydenturę do dwóch kadencji. Ukrywano też pewne informacje na temat życia prywatnego Johna F. Kennedy’ego. Ten obyczaj się zmieniał, ale szedł w jednym kierunku: większej jawności. Nie licząc Donalda Trumpa. - Trump jest na tyle bezczelny, że stara się ignorować dotychczasowe zasady na wielu polach. Lubi też w lekceważący i infantylny sposób wypowiadać się o swoich przeciwnikach. Bidenowi nadał przydomek "sleepy Joe" (śpiący Józek). - Trump w taki okrutny sposób wykorzystuje media, żeby stygmatyzować swoich przeciwników. Często postępuje w sposób niegodny osoby publicznej, zwłaszcza prezydenta, odnosząc się do przeciwników. To nadawanie im przydomków jest dla niego charakterystyczne, zrobił to w przypadku Bidena, ale też swojej kontrkandydatki Elizabeth Warren, nazywając ją "Pocahontas". Trump wie, że tego rodzaju określenia przyklejają się do polityków i są często powtarzane. Wykorzystuje też media społecznościowe do ośmieszania przeciwników, publikując różnego rodzaju filmiki, czy parodie. Ten rodzaj przekazu trafia do jego elektoratu, bo są w nim nadreprezentowane osoby słabiej wykształcone, z terenów wiejskich. A co o Bidenie myślą Amerykanie? Jego wiek nie stanowi dla nich problemu? - Wiek nie ma dla nich większego znaczenia, natomiast sprawność tak. Jego poparcie było najniższe latem 2022 roku i sięgnęło trzydziestu kilku procent, ale od tego czasu wzrosło do ponad czterdziestu. Amerykanie byli niezadowoleni z początku prezydentury Bidena i chaotycznego sposobu wycofania wojsk amerykańskich z Afganistanu. Decyzja została co prawda podjęta przez Trumpa, ale egzekucja spadła na Bidena. Notowania się jednak poprawiły i Biden może liczyć na reelekcję. Bardzo dobrze zostało odebrane jego konstytucyjne orędzie o stanie państwa z końca stycznia i to, jak radzi sobie z wojną w Ukrainie. Myślę, że to będzie elementem powracającym w trakcie kampanii. Jest to odpowiedź na wątpliwości dotyczące jego stanu zdrowia, tego czy jest zdolny wykonywać obowiązki konstytucyjnego szefa sił zbrojnych, głowy państwa. Podróż do Ukrainy pokazuje, że pełni bardzo aktywną rolę na arenie międzynarodowej i właściwie realizuje hasło Trumpa, bo wraca do czasów wielkiej i aktywnej międzynarodowo Ameryki. Kluczowe jednak dla wyborców pozostają kwestie wewnętrzne, głównie gospodarcze. Zdarzają mu się jednak wpadki, takie jak mylenie nazwisk, potknięcia na schodach, czy zapominanie słów. Wyborców to nie odstraszy? - Wyborcy są selektywni w ocenianiu tego rodzaju wpadek. Przeciwnicy uważają, że świadczą one o jakiejś niesprawności intelektualnej, ale ich nikt po prostu nie przekona do Bidena. To wynika ze stronniczości. Prezydent faktycznie często się myli, czasem zapomina jakiegoś słowa, co zdarza się po covidzie, porusza się też w sposób mniej płynny. Natomiast osoby dojrzałe intelektualnie nie traktują tego jako dowodu na niesprawne pełnienie urzędu prezydenta. Obamie również zdarzało się kilkukrotnie podchodzić do wygłoszenia przed kamerami krótkiego zdania, a jest uważany za znakomitego mówcę. Można natomiast spytać, czy prezydent, która radzi publicznie w trakcie pandemii pić wybielacz do bielizny, by zabezpieczyć się przed covidem, jest sprawny intelektualnie? Trump to "bully", czyli środowiskowy tyran, który uwielbia konkurować i zastraszać. Wygrać za wszelką cenę to jego dewiza, grunt to wizerunek silnego mężczyzny. Gdy zmarł jego ojciec, Trump w nekrologu dla "New York Timesa" radośnie oznajmił, że ojciec na szczęście nie angażował się biznesowo na Manhattanie, co było dla syna dobre, bo w ten sposób "miał Manhattan cały dla siebie". Gdyby Biden został ponownie prezydentem miałby 82 lata. Trudno sobie wyobrazić, że w Polsce ktoś w tym wieku ubiega się o stanowisko głowy państwa. To, że dzieje się to w USA ma znaczenie? - Tak, bo pokolenie nazywane boomersami (baby boom) jest w USA bardzo liczne i silne, ono odcisnęło piętno na życiu społecznym i politycznym kraju i nadal jest zaangażowane w zmiany społeczne. Oni doprowadzili do większej inkluzywności społecznej w stosunku do kobiet i osób czarnoskórych. To jest pokolenie walki o prawa obywatelskie, które miało okazję się wykazać. Młodsze pokolenia dopiero zdobywają doświadczenia. Amerykanie mieli do wyborów wielu młodszych kandydatów od Trumpa i Bidena, a jednak zdecydowali się na nich. W przypadku Bidena ze względu na jego doświadczenie, a Trumpa ze względu na bezkompromisowość i bezwzględność, która dzisiejszym "nowym konserwatystom" imponuje, a przynajmniej nie przeszkadza. A w przypadku Baracka Obamy? On miał 47 lat, kiedy został prezydentem. - I to jest świetny wiek na takie wyzwanie, zwłaszcza w przypadku prezydentury wykonawczej, nie głównie reprezentacyjnej. Wtedy w dużym stopniu chodziło o historyczność wyboru osoby czarnoskórej. On łączył białych z czarnymi, choć działał na rasistów jak płachta na byka, oskarżano go nawet o terroryzm. Chodziło jednak o krok w kierunku zasypania podziałów rasowych, a przynajmniej o emancypację. Był też znakomicie wykształcony, zdolny i elokwentny. O Obamie wiedzieliśmy, że jest miłośnikiem sportu. A co wiemy o Joe Bidenie? Jak dba o zdrowie? - On także jest osobą aktywną, ćwiczy w domowej siłowni, m.in. na rowerze stacjonarnym. Wiadomo, że odżywia się zdrowo. Gdy był wiceprezydentem, miał takie bardzo precyzyjne oczekiwania, żeby w lodówce zawsze znajdowały się dwa jabłka, pomidor i kawałek sera. To prosta, nieprzetworzona żywność. W młodości przebywał dużo na słońcu, stąd zapewne rak skóry. Poza tym jest mężczyzną sprawnym umysłowo, energicznym, rzutkim, jak na swoje lata, a według ocen lekarzy nadaje się w 100 procentach do wypełniania swoich obowiązków, co widzieliśmy w trakcie jego podróży do Kijowa i Warszawy, która była długa, wymagająca i ryzykowna.