Jak podaje serwis BBC, według HRW miasto stało się polem regularnej walki między wspieranym przez Stany Zjednoczone rządem a bojownikami, których Zachód oskarża o kontakty z Al-Kaidą. "Gdyby taka sytuacja miała miejsce w Gruzji albo w Libanie, byłaby nie do przyjęcia dla społeczności międzynarodowej. Sytuacja w Somalii to najbardziej ignorowana tragedia współczesnego świata" - uważają działacze HRW. Grupa 52 organizacji pozarządowych wydała już oświadczenie, w którym zaznaczyła, że "społeczność międzynarodowa całkowicie zawiodła obywateli Somalii". Przypomniała również, że jedynie w ciągu ostatnich kilku tygodni z Mogadiszu musiało uciekać 40 tysięcy osób, a przez ostatnie dziewięć miesięcy ze stolicy wyjechało 1,1 miliona ludzi. Zagraniczni korespondenci przebywający w Mogadiszu zgodnie przyznają, że miasto powoli zamienia się w cmentarzysko. Zniszczone wybuchami budynki bez drzwi i okien, opustoszałe dzielnice, brak oznak życia - tak dziś wygląda stolica Somalii. Z miasta dawno temu wyjechali też pracownicy organizacji humanitarnych. Nie dlatego, by nie było komu pomagać, ale z obawy przed regularnymi porwaniami i morderstwami.