O wprowadzeniu nadzwyczajnych środków dotyczących polskiej wołowiny poinformowała w piątek minister rolnictwa Gabriela Mateczna. "Nie pozwolę, żeby błędy polskich instytucji ponownie zagrażały słowackim konsumentom. (...) 100 proc. transportów z Polski będzie musiało zostać skontrolowane, zanim trafią do konsumentów, do restauracji lub stołówek. To rozwiązanie obowiązuje do odwołania" - oświadczyła Mateczna i zapowiedziała, że wprowadzone ograniczenia zostaną ocenione dopiero po opublikowaniu wyników kontroli polskich rzeźni i funkcjonowania systemu kontroli weterynaryjnej przez inspektorów Unii Europejskiej. Ministerstwo rolnictwa zapowiedziało, że inspektorzy zbadają laboratoryjnie wołowinę pod kątem obecności bakterii, pozostałości po lekach weterynaryjnych, niedozwolonego rozmrażania i zamrażania mięsa oraz certyfikatów weterynaryjnych stwierdzających pochodzenie mięsa. W przypadku podejrzenia oszustwa, produkty zostaną poddane dodatkowym kontrolom. "Każdy odbiorca polskiej wołowiny musi zgłosić transport do elektronicznego systemu służby weterynaryjnej na 24 godziny przed odbiorem. Inspektorzy państwowej inspekcji weterynaryjnej pobiorą próbki, a odbiorca będzie musiał czekać na wyniki testów laboratoryjnych" - poinformował szef słowackiej służby weterynaryjnej (SVPS) Jozef Biresz. Słowackie rozwiązanie zostało wprowadzone dzień po rozpoczęciu zaostrzonych kontroli polskiej wołowiny w Czechach, gdzie w środę poinformowano o stwierdzeniu salmonelli w transporcie mięsa z Polski. Z 700 kg, 40 trafiło na Słowację, a resort poinformował, że cała przesyłka została zatrzymana przez inspektorów weterynaryjnych i nie trafiła do konsumentów. Z Bratysławy Piotr Górecki