- Na koniec chciałbym dodać, że obserwuję w Naddniestrzu ogromne napięcia społeczne i socjalne. Mamy bardzo mało czasu, naprawdę bardzo mało czasu, jeśli chcemy coś z tym zrobić. W przeciwnym razie może doprowadzić to republikę na skraj katastrofy demograficznej lub wybuchu ogromnego niezadowolenia społecznego. Coś może pęknąć... - tymi słowami zakończył swoje wystąpienie Sergiej Panteleiew, dyrektor Instytutu Rosyjskiej Zagranicy w Moskwie wywołując w ten sposób konsternację wśród organizatorów niedawnej konferencji "Naddniestrze na drodze euroazjatyckiej integracji". A miało być tak pięknie... Integracja euroazjatycka stała się narodową ideą Naddniestrza - lekiem na całe zło miałoby być według Naddniestrzan utworzenie, na wzór euroregionów, regionu eurazjatyckiego "Naddniestrze", w skład którego wchodziłaby również Gagauzja, mołdawskie Bielce i być może nawet Obwód Odeski. Przysłuchując się jednak wypowiedziom większości naddniestrzańskich polityków i ekspertów trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to jedynie kolejny slogan, który daje iluzję poprawy sytuacji w republice, że nikt nie ma pojęcia jak taki evrazijskij region miałby funkcjonować. Pewnie dlatego Panteleiew przestrzegał, że za poprawę sytuacji społeczno-ekonomicznej trzeba brać się od razu - inaczej z pięknej idei niewiele pozostanie. W Naddniestrzu (poza pracownikami rządu) trudno spotkać kogoś, kto w prywatnych rozmowach pozytywnie wypowiadałby się na temat ostatnich piętnastu miesięcy, które minęły od ustąpienia Smirnowa. - Fabryki stoją, z tygodnia na tydzień coraz więcej osób wyjeżdża, rządzą ludzie niekompetentni, zwiększa się nacisk państwa na organizacje społeczne i media - można usłyszeć z różnych stron. Przy tym wszystkim naddniestrzańskie społeczeństwo zmienia się, co z kolei nie do końca podoba się nowej władzy. Nasuwa się wniosek, że prezydent Szewczuk stał się ofiarą splotu czynników niezależnych od niego (międzynarodowych i wewnętrznych) oraz słabości własnej ekipy. Wszystko to razem tworzy sieć. - Gdy ryba znajduje się w sieci, zaczyna się rzucać. Raz w prawo, raz w lewo, byle tylko coś zrobić. Do tego wykonuje wiele nerwowych ruchów, stąd nacisk na opozycję czy zaostrzenie kursu w relacjach Mołdawią - tłumaczy mi znajoma dziennikarka. Walizki Skala emigracji zawsze stanowiła problemem nieuznanego Naddniestrza. Trudno było ocenić, ile ludzi faktycznie mieszka w parapaństwie, ile już wyjechało, a ile tylko pomieszkuje - wszystko to było płynne. Obecnie jednak coraz więcej osób dostrzega potok ludzi opuszczających kraj. Emigracja staje się namacalna. - Z mojej dwudziestoosobowej licealnej klasy w Naddniestrzu zostały trzy osoby - opowiada mi Sasza, student prawa. - Czekam, aż syn skończy szkołę i pójdzie na studia, wtedy wyjadę. Już teraz rozglądam się za pracą gdzie indziej - mówi znajoma pracowniczka uniwersytetu. Oczywiście, nie można powiedzieć, że w Naddniestrzu nie ma ludzi młodych. Obrazowe opisy przedstawiające ucieczkę młodego pokolenia kontrastują z pełnym młodzieży i dwudziestolatków Tyraspolem czy Benderami. Statystyki są jednak nieubłagane: już teraz na dwóch pracujących przypada trzech emerytów. Po skończeniu Naddniestrzańskiego Uniwersytetu Państwowego, który daje studentem dość niezłe wykształcenie, młodzi absolwenci mają duże ambicje, które jednak nie tak łatwo zrealizować: można znaleźć pracę z przyzwoitą zapłatą, ale nie wszyscy chcą pracować w sklepach Szeryfa czy jeździć taksówką. A państwowych posad nie przybywa. Nieprawdą jest, że wszystkiemu winien jest wyłącznie Szewczuk i jego ekipa: proces pogarszania się sytuacji bytowej zaczął się już za Smirnowa, jednak perspektywa zmian trzymała wielu ludzi na miejscu. Gdy po paru miesiącach okazało się jednak, że nowa ekipa nie jest w stanie zmienić ich sytuacji (a raczej odwrotnie - o pracę jest coraz trudniej), ludzie zaczęli pakować walizki. Piękni dwudziestoletni Od początku mówiło się, że Szewczuk przychodzi do władzy bez drużyny. Jasne było też, że szybko będzie starał sie pozbyć współpracowników Smirnowa. Zgryźliwi szybko zaczęli wypominać prezydentowi, że wyrzuca doświadczonych urzędników, zamiast nich zatrudniając młode dziewczyny i chłopaków o niejasnej przeszłości. Teraz niekompetencja nowych władz jest jednym z głównych tematów rozmów. Ludzie ze szkół czy instytucji kulturalnych, którzy od lat współpracują z rządem przy różnych projektach, mówią, że obecnie nie dość, że co chwila zmienia się jakiś wiceminister czy dyrektor, to nikt nie wie, co ma robić. Symbolem nieudolności nowych urzędników stały się tyraspolskie lampy uliczne, które świecą się od godziny 18, podczas gdy zmrok zapada dopiero około 21. - Czego by nie mówić o ludziach Smirnowa, to byli oni w większości dawnymi dyrektorami dużych fabryk, ludźmi wykształconymi w dobrych radzieckich szkołach. Ludźmi którzy, przy wszystkich swoich wadach, potrafili myśleć perspektywicznie bądź po prostu znali się na swojej robocie. Teraz przyszli ludzie wychowani w bandyckich latach dziewięćdziesiątych, wykształceni już u nas. Te perspektywy i doświadczenia są nieporównywalne - tłumaczy znajoma socjolog. - To jest też kwestia stylu: nowe władze po prostu denerwują ludzi. Ile nakradła ekipa Smirnowa pewnie nigdy się nie dowiemy, ale nikt też nie wiedział, gdzie prezydent czy ministrowie odpoczywają na wakacjach. Dziś nowa elita obnosi się ze swoim bogactwem, zdjęcia z egzotycznych wakacji czy nowych, drogich samochodów błyskawicznie trafiają na VKontakte i Facebook. Człowiek porównuje to ze swoją sytuacją i krew go zalewa - wyjaśnia socjolog. Z pustego i Salomon... Powiedzieć, że naddniestrzański budżet jest dziurawy, to tak jakby nic nie powiedzieć. Zarządzanie tą gospodarką przypomina bardziej alchemię niż kreatywną księgowość. Sytuację ratuje rosyjski gaz. Parapaństwo sprzedaje surowiec przedsiębiorcom i obywatelom nie oddając pieniędzy Gazpromowi (stąd ogromny mołdawski dług gazowy). Pozwala to jakoś przetrwać. Dlatego też trudno zrozumieć niedawną decyzję prezydenta Szewczuka o podniesieniu cen gazu dla największych naddniestrzańskich przedsiębiorstw, w tym dla huty stali i fabryce cementu w Rybnicy. Słynna huta była drugim płatnikiem podatków w państwie, a obie fabryki mają ogromne znaczenie dla struktury zatrudnienia. Podnosząc ceny gazu Szewczuk liczył pewnie na większe wpływy do budżetu, argumentował, że w ten sposób chce stopniowo urynkawiać naddniestrzańską gospodarkę by uniezależnić ją od rosyjskiej pomocy (ceny na gaz w Naddniestrzu są niższe niż w samej Rosji). W efekcie jednak podniesienie cen na gaz doprowadziło do skoku kosztów produkcji, a do tej pory to właśnie atrakcyjność cenowa była największym atutem naddniestrzańskich towarów. Wzrost cen w połączeniu ze światowym kryzysem (zwłaszcza wyhamowaniem na rosyjskim rynku budowlanym) spowodowały, że do Rybnicy przestały napływać zamówienia. Teraz fabryki stoją, a pensje są wypłacane częściowo lub wcale. Społeczeństwo już nie to samo Parapaństwo ma już ponad dwadzieścia lat i jego społeczeństwo wyraźnie się zmienia. - Kiedyś byliśmy jak pięść, najważniejsze było Naddniestrze, republika, uznanie - wspomina Kola, dziennikarz. - Teraz widać duże podziały społeczne: kto za Szewczukiem, a kto przeciw, kto z przemysłu, kto z innych branż i tak dalej. Rybnica i Dubossary chcą większej niezależności dla siebie, Bendery uważają się za serce Naddniestrza, Tyraspol chce wszystkim rządzić - kontynuuje. Tych zmian społecznych, a więc pojawienia się nowych partykularyzmów i nowych pól aktywności, nie zapoczątkował jednak wcale Szewczuk. Było raczej odwrotnie: to one doprowadziły go do władzy. Młodzi Naddniestrzanie, pomimo że patrzą wciąż w stronę Moskwy, inaczej widzą już relacje państwa z obywatelem. Odejście Smirnowa spowodowało, że zachodnie fundacje zainteresowały się Naddniestrzem, wydawało się że stanie się ono nowym obszarem do współpracy, powstało kilka organizacji działających na rzecz budowy społeczeństwa obywatelskiego i obrony praw człowieka. Ciężko mówić o jakimś boomie, ale można wymienić kilka ciekawych inicjatyw. Przykładem może być działające od niedawna Informacyjno-prawne Centrum "Apriori", oraz powstały u jego boku kulturalny "Klub 19". Inny przykład nowa gazeta "Społeczeństwo obywatelskie". W "Klubie 19" organizowane są dyskusje o prawach człowieka, problemach lokalnej społeczności (takich jak bezdomne psy) oraz koncerty zachodnich zespołów muzycznych. Wszystko w przyjaznej, niezwykle rodzinnej atmosferze. Zarówno sponsorzy, jak i organizatorzy mieli nadzieje, że nowe władze będą partnerem przy tego typu działaniach. Okazuje się jednak, że wszystko potoczyło się wręcz przeciwnie, na nowe inicjatywy patrzy się z dużą podejrzliwością, zdarzają się męczące kontrole (od pożarniczych po finansowe). Prezydent wniósł nawet projekt ustawy zabraniający naddniestrzańskim organizacjom społecznym czerpania jakiegokolwiek wsparcia finansowego od zagranicznych podmiotów. - W Rosji przynajmniej można zarejestrować się jako "agent" i jakoś działać. U nas chcą tego zupełnie zakazać! - oburza się Julia, jeszcze niedawno szefowa młodzieżowej organizacji "Proryw", którą władze zamknęły parę miesięcy temu. Chcielibyśmy wertykału! Lider partii Proryw, Dmytrij Soin, od jakiegoś czasu znajduje się Odessie. Został zmuszony do wyjazdu, gdyż istniała realna groźba jego aresztowania - Soin jest poszukiwany przez Interpol za morderstwo. Sprawę podniosła kiedyś Mołdawia, jednak na terenie Rosji i Ukrainy nic mu nie grozi. Soin nie należy do szczególnie istotnych polityków, jednak jest dość głośny i potrafi dbać o swój wizerunek. Obecnie jest deputowanym Rady Najwyższej i biznesmenem, w ostatnich latach rządów Smirnowa znajdował się w ostrej opozycji, później kandydował w wyborach prezydenckich. Od samego początku był też bardzo krytyczny wobec prezydenta Szewczuka: najpierw z powodu "martwych dusz" w spisach partyjnych Prorywu sąd nakazał zamknięcie partii, a krótko potem uniemożliwiono również funkcjonowanie jego serwisu informacyjnego na terenie Naddniestrza (Tiras.ru; to samo spotkało zresztą inne portale informacyjne i niezależne fora internetowe!). Kolejnym krokiem było wniesienie projektu zmian w kodeksie karnym, który umożliwiałby ponowne sądzenie Soina w sprawie o morderstwo. Deputowany udał się "na konsultacje" do Odessy i założył tam związek Naddniestrzan Ukrainy. Zaprzecza by była to ucieczka, zapewnia że wróci. Jego współpracownicy nie są jednak tego pewni. - Soin nie jest żadnym ideałem, ja sam w życiu bym na niego nie zagłosował, jednak jego przypadek mówi wiele - tłumaczy Sergiej, młody dziennikarz ze "Społeczeństwa obywatelskiego". - Nowa władza nie życzy sobie jakiejkolwiek opozycji, nie podoba jej się, że w Naddniestrzu są ludzie, którzy chcą myśleć po swojemu i mówić to głośno - kontynuuje Sergiej. - Władze patrzą na to czarno-biało: jesteś z nami lub przeciw nam. W pierwszym wariancie postaramy się utrudnić ci życie: jeśli jesteś znaczącym biznesmenem lub znaną i symboliczną postacią jak Safonow czy Buczacki to możesz czuć się pewnie. Jeśli jednak można na ciebie znaleźć haka, a tu prawie na każdego można, to skończysz jak Soin lub Konoplew (Roman Konoplew jest redaktorem naczelnym portalu dniester.ru, wyjechał z Naddniestrza w maju 2012 r. - przyp. aut.) - puentuje dziennikarz. Sam po jakimś czasie zauważyłem, że nawet pracownicy naukowi w prywatnych rozmowach przyznają, że władza kładzie teraz większy nacisk na "jednomyślność", mówi się wręcz o cenzurze. Pracownicy instytucji międzynarodowych również twierdzą, że zarówno Szewczuk, jak i gwiazda jego rządu, minister spraw zagranicznych Nina Sztanski, są zwolennikami rządów silnej ręki - państwo powinno być wertykałem. Wydaje się, że Szewczuk nie rozumie jednak zmian jakie zaszły w naddniestrzańskim społeczeństwie, liczył, że w pewnym sensie sam stanie się nowym Smirnowem. Nie tego chcieli jednak ludzie, a młodemu prezydentowi brakuje charyzmy swojego poprzednika. Opozycja po tyraspolsku Naddniestrzańską opozycję można podzielić na dwie grupy. Główny nurt to partia Obnowlienie, do drugiego nurtu należą pomniejsi politycy, działacze, i publicyści (czasem trudno to rozdzielić) tacy jak wspomniany już Andriej Safonow. Co ciekawe, opozycja często atakuje Szewczuka z pozycji skrajnie prorosyjskich, zarzucając mu nadmierną uległość wobec Mołdawii (i Zachodu), czy nawet zdradę. W Kiszyniowie można usłyszeć, że taka opozycja jest na rękę prezydentowi - gdy nie chce się na coś zgodzić w rozmowach o regulacji statusu parapaństwa, mówi: "Nie mogę, nasze społeczeństwo jest przeciw, opozycja mnie zakrzyczy!" lub "Wspierajcie mnie bo moi oponenci są jeszcze gorsi". Partia Obnowlienie ma większość w Radzie Najwyższej. Przez długi czas wydawało się, że w Naddniestrzu może wykreować się dwubiegunowy system polityczny: mówiło się o wojnie prezydenta z parlamentem (w wyniku tego konfliktu od kilku miesięcy republika pozostaje bez przyjętego budżetu). Teraz jednak działacze Obnowlienia są wyjątkowo pasywni, co może sugerować stopienie się dwóch obozów władzy w przyszłości (raczej realne niż formalne). Partia ta powstała jako polityczne ramię firmy Szeryf, będącej monopolistą w wielu branżach (sam Szewczuk stał kiedyś na czele tej partii). Deputowanymi Obnowlienia są biznesmeni, mniej lub bardziej powiązani z Szeryfem. Jak się okazuje, powiązania te nie dają wystarczającego parasola ochronnego. Wielu deputowanych dbając przede wszystkim o własny biznes nie ma ochoty zadzierać z władzą. Byłem świadkiem kontroli urzędu skarbowego w jednym z supermarketów Szeryfa. Klienci będący w sklepie rozliczyli się, nowych nie wpuszczono, zabrano komputery i kasy fiskalne. Sklep był zamknięty przez 3 dni (wszystko zgodnie z prawem) co na pewno przyniosło firmie nie małe straty. W ten sposób Szewczuk pokazuje kto tu jest panem na włościach, pokazuje że może utrudnić interesy nawet Szeryfowi. Mówi: "Współpracując ze mną zarobicie więcej, sprzeciwiając się mi będziecie mieli kłopoty". Ta argumentacja trafia do działaczy Obnowlienia i właścicieli Szeryfa. Na ostatnim zjeździe partii nastroje były bardzo pokojowe, dominowały hasła współpracy dla dobra republiki. Zwolennikiem zbliżenia z obozem prezydenta zdaje się być też szef partii i przewodniczący Rady Najwyższej Michaił Burła. Dla właścicieli Szeryfa udział we władzy jest ważny o tyle o ile pozwala zwiększać obroty. Współpraca z prezydentem nie musi temu zaprzeczać. A miało być tak pięknie... Jewgienij Szewczuk znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Rządzi nieuznanym państwem, politycznie i gospodarczo zależnym od Rosji, nie mając kontroli nad najważniejszymi przedsiębiorstwami (które należą do rosyjskich oligarchów). Jak na złość społeczeństwo zaczyna się zmieniać, władza nie jest już postrzegana jako wyrocznia, ujawniają się różne partykularyzmy, a brak doświadczonych menadżerów i ludzi z wizją we własnej drużynie paraliżują działania. Zbliżenie z Zachodem (polityka "małych kroków" w relacjach z Mołdawią) nie przyniosło szybkich i wymiernych efektów, więc nie spotyka się też z poparciem społecznym. Wszystko to może powodować nerwowość w działaniach, ruchy takie jak konflikt o mołdawskie więzienia w Benderach, prowokacja w Warnicy czy próby zdyscyplinowania własnego społeczeństwa. Prezydent zapewne tęskni za czasami gdy "Naddniestrze było jak pięść". Postscriptum Gdy wyjeżdżałem z Naddniestrza, znajomy odwoził mnie na lotnisko w Odessie. Rozmawialiśmy o naddniestrzańskiej przyrodzie: że piękna, że bujna, że zieleń jest bardzo zielona. Kilkanaście minut po przekroczeniu ukraińskiej granicy Wasilij powiedział: - Zobacz, tu już kolory nie te, tu przyroda wygląda inaczej. Zacząłem głośno zastanawiać się, z czego to wynika: może Dniestr sprawia, że istnieje tutaj specyficzny mikroklimat, zapewnia odpowiednią wilgotność... Wasilij przerwał moje rozważania: - Nie! Chodzi o to, że mamy młodego prezydenta, to dla niego wszystko tak rozkwita! - spuentował dyskusję. Siedzące z tyłu autostopowiczki parsknęły śmiechem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dla Naddniestrzan młodość Szewczuka to jego ostatni "atut". Piotr Oleksy, Nowa Europa Wschodnia