Głosowali - zaproszeni do stołecznego hotelu Intercontinental - dziennikarze, pracownicy Ambasady USA, Amerykanie mieszkający w Warszawie. Goście poranka mieli jednocześnie możliwość obserwowania od wczesnych godzin rannych przebieg prawdziwego głosowania w Stanach Zjednoczonych. Mark L. Wenig, attache ds. kultury w ambasadzie USA w Warszawie, chwalił "elektryzującą atmosferę" poranka wyborczego. - Ludzie mówili nam, że to tak wcześnie, a jednak przyszło sporo osób - powiedział reporterce PAP. - Zorganizowaliśmy poranek wyborczy, bo chcieliśmy, żeby ludzie obserwowali wyniki, poznali amerykański proces wyborczy, a nie tylko dobrze się bawili - dodał. W przeszłości ambasada organizowała wieczory wyborcze w rezydencji ambasadora w Warszawie. W środę już od godz. 5 rano w jednej z hotelowych sal na dużym ekranie goście mogli śledzić wyniki wyborów pokazywane przez telewizję CNN. Pomimo wczesnej pory wszyscy żywo dyskutowali na temat szans obu kandydatów i przebiegu wyborów w Stanach Zjednoczonych. Wśród gości poranka wyborczego był prof. Zbigniew Lasocik z Uniwersytetu Warszawskiego.- Patrzę na to jak na wybory w demokratycznym, suwerennym kraju. Jestem tu raczej z przyjaciółmi niż po to, żeby wyrażać sympatie dla któregokolwiek z kandydatów, bo uważam, że to jest wybór Amerykanów - powiedział PAP. Według niego wynik wyborów nie jest zaskoczeniem. - Tradycja amerykańska jest taka, że ustępujący prezydent bardzo rzadko traci stanowisko, więc w zasadzie, mimo tych wyrównanych szans kandydatów, "przez skórę" wszyscy czuli, że prezydent Obama ma większe szanse. To widać po zestawieniu głosów narodowych i elektorskich. W tym głosowaniu popular vote wyniki są bardzo równe, natomiast w głosach elektorskich jest przewaga Obamy, bo ten system jest tak skonstruowany - podkreślił prof. Lasocik. Zebrani z uwagą wysłuchali przemówienia Mitta Romneya, który uznał wygraną swego rywala. Przemówienie prezydenta Baracka Obamy, wygłoszone po jego zwycięstwie, nagrodzono gromkimi brawami.