Dowódca rosyjskiej Floty Pacyfiku, admirał Wiktor Fiodorow, powiedział wieczorem, że ratownikom udało się przyczepić liny holownicze do uszkodzonego okrętu i uniemożliwiającej mu wypłynięcie na powierzchnię zakotwiczonej anteny systemu kontroli wybrzeża. Admirał Fidorow powiedział w telewizji NTV, że udało się przemieścić okręt i wszystko co jest do niego przyczepione o niespełna kilometr. Na płytszych wodach podjęta zostanie próba wyciągnięcia batyskafu. W akcji ratowniczej bierze udział dziesięć rosyjskich jednostek. Dowództwo floty rosyjskiej zwróciło się o pomoc do dowództwa marynarki japońskiej, a także amerykańskiej. W rejon wydarzenia - na wody Pacyfiku, w Zatoce Bieriezowaja u wybrzeży Kamczatki, w odległości 75 kilometrów od miasta Pietropawłowsk Kamczacki - skierowano ratunkową jednostkę japońską. Z pomocą ruszyli też Amerykanie. Posyłają dwa bezzałogowe pojazdy ratunkowe z rejonu San Diego i 30 swych marynarzy, którzy z pokładu okrętu wojskowego będą kierować misją wehikułów. Te ostatnie, wyposażone w specjalne kamery wideo i wysięgniki przystosowane do pracy pod wodą, potrafią przeciąć kadłub batyskafu i dotrzeć do uwięzionych. Do wypadku batyskafu doszło wczoraj w ciągu dnia w czasie ćwiczeń rosyjskiej marynarki wojennej. Miniaturowy ratowniczy okręt podwodny (w rosyjskiej terminologii batyskaf AS-28) z siedmioma osobami na pokładzie utknął na dnie morza na głębokości około 190 metrów. Sam AS-28 jest rodzajem łodzi ratunkowej, tyle że sobie w tej sytuacji nie pomoże. - Marynarze mają zapas tlenu tylko na jedną dobę - poinformował dziś przedstawiciel dowództwa marynarki wojennej Rosji, komandor Igor Dygało. Na pokładzie okrętu jest siedmiu marynarzy. Rosyjskie dowództwo zapewnia też, że na pokładzie dodatkowo znajduje się indywidualny sprzęt do oddychania. Normalnie załogę takiej jednostki stanowi nie więcej niż trzy osoby. Nie wiadomo, dlaczego znalazło się w niej aż siedmiu ludzi. Być może właśnie obecność większej liczby ludzi leży u podstaw sprzecznych danych na temat rezerw powietrza. Z informacji podawanych przez rosyjskie media wynika też, że stracono łączność telefoniczną z załogą AS-28. Dowództwo floty zapewnia jednak, że "dźwiękowa" łączność z załogą jest utrzymywana, nie ma paniki i marynarze czują się "normalnie". Polecono im ograniczyć aktywność fizyczną, oszczędzać ciepło i energię elektryczną. Blisko pięć lat temu, 12 sierpnia 2000 roku, na Morzu Barentsa zatonął inny rosyjski okręt podwodny - Kursk. Zginęła cała 118-osobowa załoga. Kursk zatonął podczas wielkich letnich manewrów Floty Północnej na Morzu Barentsa, w których uczestniczyło około 30 jednostek. W 2002 r. roku rosyjski minister przemysłu i nauki Ilia Klebanow kierujący oficjalną komisją wyjaśnienia okoliczności zatonięcia Kurska ogłosił, że przyczyną katastrofy był wybuch torpedy. Spowodował go wyciek nadtlenku wodoru napędzającego torpedę, który wywołał pożar i wybuch w wyrzutni torpedowej, a następnie eksplozję amunicji.