"Nowy prezydent Joe Biden obiecał, że Stany Zjednoczone będą bardziej aktywne na arenie międzynarodowej. Było do przewidzenia, że doprowadzi to do konfliktów" - napisał Nikolas Busse w komentarzu opublikowanym w sobotnim wydaniu gazety. Władmir Putin należał - jego zdaniem - do beneficjentów uprawianej przez Donalda Trumpa "polityki wycofywania się" Ameryki, która otworzyła przed przeciwnikami Zachodu wiele nowych możliwości działania. Nikolas Busse przypominał, że Biden jako wiceprezydent za kadencji Obamy obserwował proces stałego pogarszania się relacji amerykańsko-rosyjskich. Jego partia ucierpiała wskutek działań rosyjskich służb, próbujących wpłynąć na wynik wyborów w USA. "To, co się obecnie zaznacza, nie odbiega daleko od poziomu zimnej wojny. Nie istnieje żaden region świata, w którym Rosja nie występowałaby jako strategiczny rywal Zachodu" - ocenia komentator. Powrót do konfrontacji ideologicznej Jak podkreśla, między Rosją a Ameryką znów istnieją różnice światopoglądowe. "Dawniej linia podziału przebiegała między kapitalizmem a komunizmem, dziś konflikt przebiega między demokracją a autorytaryzmem" - czytamy w "FAZ". Tak jak dawniej, znów mamy do czynienia z wyścigiem zbrojeń, włącznie z "małymi operacyjnymi demonstracjami". Informacja, że USA zamierzają wysłać dwa okręty wojenne na Morze Czarne pasuje do tej sytuacji. Rosja - dodaje komentator - zapowiedziała przeniesienie (jednostek) z Morza Kaspijskiego. "Powodem są oczywiście napięcia na Ukrainie" - wyjaśnia Nikolas Busse. "Biden chce widocznie pokazać Putinowi granice. Byłoby to posunięcie niepozbawione ryzyka, ale jest to język, który na Kremlu jest zrozumiały" - podsumowuje dziennikarz "FAZ". Redakcja Polska Deutsche Welle