Krajowa agencja zarządzania kryzysowego oficjalnie potwierdziła we wtorek śmierć 1774 osób, jednak ostateczna liczb ofiar śmiertelnych tajfunu Haiyan najprawdopodobniej okaże się znacznie wyższa - w weekend władze najbardziej dotkniętej przez żywioł prowincji Leyte oraz miejscowa policja podały, że tylko na tamtym obszarze zginęło co najmniej 10 tys. osób. Władze wstępnie oceniają, że ogółem przez tajfun ucierpiało blisko 7 mln mieszkańców z 39 prowincji, z czego blisko 590 tys. osób musiało opuścić swoje domy. - Na drodze tajfunu znalazły się setki miejscowości i wiosek rozsianych na tysiącach kilometrów powierzchni, z którymi obecnie nie ma żadnej łączności. Nie wiadomo, jaka sytuacja panuje na tych wiejskich, odległych terenach i trochę potrwa, zanim uzyskamy pełny obraz - podkreśliła działająca na miejscu Natasha Reyes z organizacji Lekarze bez Granic (MSF). Niszczycielskie działanie tajfunu porównała z "potężnym trzęsieniem ziemi, po którym przyszły wielkie powodzie". Reporterzy stacji ABS-CBN dotarli do miejscowości Dulag, Tolosa i Palo, ok. 20 km na południe od Tacloban, stolicy prowincji Leyte. Pokazali dzieci na ulicach proszące o wodę i jedzenie. W poniedziałek prezydent Benigno Aquino ogłosił stan klęski żywiołowej i wysłał wojsko do Tacloban. W 220-tysięcznym mieście nie działają lokalne władze ani służby medyczne, a z 293 policjantów na służbę stawiło się 20. - Dziś (we wtorek) ustabilizowaliśmy sytuację. Ustały doniesienia o grabieżach. Codziennie dociera do nas 50 tys. paczek żywnościowych, z których każda wystarcza na wyżywienie pięcioosobowej rodziny przez trzy dni - powiedział szef MSW Manuel Roxas. Zastrzegł jednak, że to nie wystarczy, bo do regionalnej stolicy wciąż napływają mieszkańcy okolicznych terenów w nadziei na szybsze uzyskanie pomocy. Najbardziej palącą kwestią jest obecnie zdobycie żywności. Niektórzy mieszkańcy Tacloban próbują szukać owoców i ryżu poza miastem, jednak szanse na ich znalezienie są niewielkie, bo potężne masy słonej wody morskiej zrównały drzewa z ziemią i zniszczyły pola ryżowe. We wtorek rano na terenie lotniska w Tacloban wylądowały dwa samoloty transportowe filipińskiej armii. Żołnierze specjalnej jednostki musieli powstrzymywać zdesperowanych ludzi od wejścia szturmem na pokład maszyn. Do kraju zaczynają docierać pierwsze transporty z pomocą. W nocy z poniedziałku na wtorek w kierunku Filipin wyruszył amerykański lotniskowiec USS George Washington, który ma na pokładzie ok. 5 tys. marynarzy oraz stacjonuje ponad 80 samolotów. Z Singapuru wypłynął także brytyjski niszczyciel HMS Daring. Jak zaznaczyło ministerstwo obrony w Londynie, na jego pokładzie znajduje się instalacja do wytwarzania wody słodkiej oraz wojskowy samolot transportowy. Przybycie obu okrętów na Filipiny oczekiwane jest w ciągu 2-3 dni. Pomoc obiecały m.in. Stany Zjednoczone (20 mln USD), Wielka Brytania (16 mln USD), Japonia (10 mln USD), Zjednoczone Emiraty Arabskie (10 mln USD), Australia (ok. 9 mln USD), Korea Południowa (5 mln USD), Watykan (4 mln USD), UE (ok. 11 mln USD). Chiny obiecały 100 tys. USD, a tamtejszy Czerwony Krzyż - drugie tyle. Wsparcia udzieliły też liczne organizacje pomocowe, w tym USAID, UNICEF, Światowy Program Żywnościowy, Lekarze bez Granic czy Międzynarodowa Federacja Towarzystw Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca. ONZ wystosowała apel o zebranie 301 mln USD na pomoc Filipińczykom. Wysiłki pomocowe może jednak znacznie utrudnić cyklon tropikalny Zoraida, który w poniedziałek dotarł do filipińskiej wyspy Mindanao i przez najbliższe dni będzie posuwać się na północny zachód, a wraz z nią - wiatry wiejące z prędkością ok. 50 km/godz. i ulewne deszcze. Meteorolodzy spodziewają się, że Zoraida opuści Filipiny w czwartek.