Zaproszenie wywołało jednak wiele kontrowersji, gdyż dla części eurodeputowanych wizyta Musharaffa może zostać odebrana jako sygnał poparcia dla niego przez wyborami 18 lutego. Ostatecznie pomysł poparli jednak przewodniczący największych frakcji politycznych: chadeckiej i socjalistów, a także liberałów i Zielonych, choć - jak powiedziały źródła - ci ostatni z mniejszym entuzjazmem. - Dla mnie to udzielenie legitymacji osobie wielce kontrowersyjnej w niestabilnej sytuacji w Pakistanie - powiedział wiceprzewodniczący PE Marek Siwiec (LiD). Przyznał, że zaproszenie wywołało "burzę" na posiedzeniu grupy socjalistycznej w poniedziałek w Strasburgu, a on sam był przeciwny. Musharraf nie spotka się jednak - jak chciał - z przewodniczącym PE Hansem-Gertem Poetteringiem, który w przyszłym tygodniu jest poza Brukselą. Weźmie udział w posiedzeniu komisji spraw zagranicznych po południu w poniedziałek. Tego dnia złoży wizytę w Komisji Europejskiej. - Ja wyraziłem na to zgodę - powiedział przewodniczący komisji spraw zagranicznych Jacek Saryusz-Wolski (PO). - Rozważaliśmy, czy jest związek z wyborami. Ale uznaliśmy, że PE nie może nie interesować się sytuacją w Pakistanie. To kraj, który znajduje się blisko Afganistanu, gdzie zaangażowana jest UE i NATO, posiada broń nuklearną... Te względy są ważniejsze - tłumaczył Saryusz-Wolski. Wybory w Pakistanie, pierwotnie planowane na początek stycznia, zostały odroczone o sześć tygodni po zabójstwie 27 grudnia byłej premier i liderki opozycyjnej Pakistańskiej Partii Ludowej Benazir Bhutto. Zabójstwo wywołało masowe protesty i zamieszki, w których śmierć poniosło około 60 osób.