Od dłuższego czasu - zauważył dziennik "Il Messaggero" - na każdej mszy, rozpoczynającej się o godz. 7, jest więcej niż komplet wiernych. Franciszek wygłasza wtedy improwizowane, często nagłaśniane przez media kazania, niekiedy pełne mocnych słów i spostrzeżeń. Taka forma mszy z udziałem grup wiernych to nowość tego pontyfikatu. Nic zatem dziwnego, że stały się one jednym z najciekawszych jego wydarzeń. Zaproszenia na msze otrzymują przede wszystkim rzymskie parafie i grupy wiernych, które już dawno temu się zgłosiły. Nie można przy tym ominąć kolejki, powołując się na jakiekolwiek znajomości z otoczeniem papieża czy z watykańskimi kardynałami. Rekomendacje nie pomagają. Tymczasem codziennie przychodzą listy od ludzi z całych Włoch i najdalszych zakątków świata, proszących o możliwość wzięcia udziału we mszy. Próśb tych jest już tak dużo, że chętni nie zmieściliby się nawet w bazylice Świętego Piotra. W kaplicy hotelu za Spiżową Bramą, w którym mieszka papież, mieści się zaledwie około 100 osób. Jednocześnie współpracownicy Franciszka oraz watykańscy żandarmi chcą ograniczyć liczbę uczestników. W tej sytuacji papież musiał podjąć starania, by ograniczyć napływ wiernych i skrócić listę oczekujących, dając jasny sygnał: miejsc nie ma - pisze "Il Messaggero". Sekretariat papieża przygotował specjalny okólnik, w którym wyjaśniono, że z powodu dużej liczby zgłoszeń spełnienie próśb o zaproszenie do kaplicy Domu Świętej Marty nie jest możliwe. Wiernych zachęcono do udziału w środowych audiencjach generalnych. Na każdej z nich jest od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy osób.