Zginęło w nim - oprócz zamachowca - pięciu izraelskich turystów i bułgarski kierowca. Ponad 30 osób zostało rannych. Po posiedzeniu konsultacyjnej Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Bułgarii wicepremier i szef MSW Cwetan Cwetanow poinformował, że zamach zorganizowały i przeprowadziły trzy osoby. Ustalono tożsamość dwóch, w tym zamachowca samobójcy - mówił. Śledztwo wykazało, że wszyscy trzej zamachowcy przebywali w kraju, posługując się sfałszowanymi prawami jazdy, wyprodukowanymi w Libanie. Dwóch zamachowców, których tożsamość ustalono, przedostało się do Europy z prawdziwymi paszportami - australijskim i kanadyjskim. Wiadomo, że od 2006 r. do 2010 r. mieszkali w Libanie. - Mamy podstawy do przypuszczeń, że dwóch zamachowców było finansowanych przez Hezbollah i związanych z tą organizacją - oświadczył Cwetanow. Dodał, że śledztwo trwa. Jednak zdaniem lidera opozycyjnej lewicy i byłego premiera Sergeja Staniszewa na ponad 6-godzinnym posiedzeniu nie przedstawiono "definitywnych i kategorycznych" dowodów na udział Hezbollahu w zamachu. - Stanowisko rządu zostało podjęte pod naciskiem z zewnątrz i stawia w niebezpieczeństwie obywateli Bułgarii. Stawiam sobie pytanie, jaka jest cena tego oświadczenia i kto ją zapłaci - mówił. Wyniki bułgarskiego śledztwa mogą okazać się argumentem za wpisaniem Hezbollahu na unijną listę organizacji terrorystycznych. Organizacja ta jest uznawana za terrorystyczną przez Stany Zjednoczone i Izrael. Według dziennika "Wall Street Journal" po ogłoszeniu stanowiska bułgarskich władz spodziewane jest oświadczenie Białego Domu. Tezy, że za zamachem terrorystycznym - pierwszym w Bułgarii od ponad 25 lat - stoi popierany przez Iran Hezbollah, od samego początku broniły władze Izraela. Stanowisko to podzielają Stany Zjednoczone; Teheran kategorycznie zaprzecza. Ponad 6 miesięcy po zamachu nikt nie przyznał się do tego aktu terroru. Z Sofii Ewgenia Manołowa