Krajowe Centrum Koordynacji Antyterrorystycznej "uważa, że nastąpił wzrost zagrożenia zamachem islamistycznym w Hiszpanii" - powiedział minister w radiu Ondra Cero. - Jest jasne, że Hiszpania stanowi jeden z celów strategicznych globalnego dżihadu. Oczywiście nie jesteśmy sami, lecz z pewnością jesteśmy na linii ognia. Nazwa naszego kraju pada w wielu deklaracjach Al-Kaidy i jej lokalnych filii, takich Al-Kaida Islamskiego Maghrebu (AQMI), czy inne filie, których bojownicy walczą w Syrii z reżimem Baszara el-Asada - dodał Fernandez Diaz. 11 marca 2004 roku dziesięć bomb eksplodowało w czterech podmiejskich pociągach w Madrycie i na jego przedmieściach. Zginęło 191 osób, w tym czworo Polaków, a 1900 osób zostało rannych. Był to najkrwawszy zamach na ziemi hiszpańskiej. Tuż po zamachu ówczesny centroprawicowy rząd stwierdził, że za masakrą stoją separatyści z baskijskiej organizacji ETA, nie zaś terroryści islamscy. Opozycja oskarżyła rząd o umyślne wprowadzanie w błąd opinii publicznej, by ukryć, że zamachy są odwetem za wysłanie wojsk hiszpańskich do Iraku. W rezultacie tych oskarżeń konserwatyści ponieśli porażkę wyborczą, a władzę przejął socjalistyczny rząd Jose Luisa Rodrigueza Zapatero, który szybko wycofał wojska z Iraku i zmienił politykę kraju z proamerykańskiej" na bardziej proeuropejską. - Był moment, że cały świat myślał, że zamachów dokonała baskijska organizacja ETA, gdyż to był terroryzm od którego cierpieliśmy w Hiszpanii od bardzo dawna. Terroryzm dżihadu był od nas odległy, ale okazało się, że nie mamy racji - przypomniał szef hiszpańskiego resortu spraw wewnętrznych. Rok później do zamachów przyznała się Al-Kaida. Diaz poinformował, że od 2004 roku w Hiszpanii zatrzymano 472 dżihadystów; tylko w tym roku 105. Liczba funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa zajmujących się walką z terroryzmem w ciągu 10 lat zwiększyła się pięciokrotnie; obecnie jest to 1800 osób.