"Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje się tymczasowy podział Libii, przy czym trudno powiedzieć, czy potrwa on tygodnie czy miesiące. Powstać może pewnego rodzaju strefa pod ochroną międzynarodową, która da się historycznie porównać ze strefą bezpieczeństwa na zamieszkanej przez Kurdów północy Iraku w latach 1991-2003. Linie frontu w Libii mogą się z czasem ustabilizować, albo też reżim w Trypolisie - pod presją sankcji oraz międzynarodowej i regionalnej izolacji - pozwoli wcześniej czy później na zmiany" - powiedział niemiecki ekspert na spotkaniu z prasą zagraniczną w Berlinie. Jego zdaniem Zachód nie powinien wysyłać do Libii wojsk lądowych. "Prezydent USA Barack Obama postąpił mądrze, oświadczając, że nie wprowadzi do Libii wojsk lądowych. To oznaczałoby bowiem zmianę reżimu narzuconą z zewnątrz i niekorzystnie wpłynęłoby na obraz całego procesu rewolucji w świecie arabskim" - powiedział Perthes. Jak dodał, powstańcy w Libii muszą poradzić sobie bez zagranicznych sił lądowych. "Być może w tym przypadku rewolucja potrwa dłużej, ale czasem to, co trwa dłużej, ma ostatecznie lepsze zakończenie" - mówił. Zdaniem Perthesa Zachód powinien również zachować powściągliwość w kwestii uzbrojenia libijskich rebeliantów. "Obowiązuje embargo na sprzedaż broni do Libii" - wskazał. Niemiecki ekspert wyraził też ubolewanie, że udział krajów arabskich w interwencji przeciwko siłom Muammara Kadafiego jest bardzo mały. Jak zauważył, to właśnie te państwa apelowały o mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ dla ustanowienia strefy zakazu lotów nad Libią. "Ich większy udział dałby lepszą legitymację misji w Libii. Także technicznie rzecz biorąc Egiptowi byłoby łatwiej niż np. Szwecji zabezpieczyć przestrzeń powietrzną nad Libią" - powiedział Perthes. Przyznał, że wiele państw, ma uzasadnione powody ku temu, by zachować powściągliwość odnośnie do międzynarodowej operacji przeciwko siłom Kadafiego. "Jednak jeśli oczekuje się od Niemiec, Szwecji albo innych, byśmy pomogli chronić ludność cywilną, to uzasadnione są również apele o większy udział krajów arabskich" - dodał. Zdaniem Perthesa polityka Zachodu wobec Egiptu i Tunezji po rewolucjach w tych państwach nie powinna paternalistyczna. "Zachód nie może wskazywać mieszkańcom tych krajów, kto ma wygrywać wybory. Tak często postępowaliśmy w przeszłości, oświadczając, że wynik wyborów nam się nie podoba i nie będziemy współpracować z tymi, którzy wygrali" - powiedział ekspert. Jego zdaniem jedną z możliwości wsparcia przez UE reform w tych krajach byłby program ułatwień wizowych i kredytów dla młodych specjalistów, np. inżynierów czy lekarzy. Perthes proponuje, by UE udostępniła rocznie 30 tysięcy wiz i pozwoleń na pracę dla absolwentów uczelni z państw arabskich, które przechodzą transformację. Po rocznej lub dłuższej praktyce zawodowej w krajach UE absolwenci otrzymywaliby kredyt na działalność gospodarczą w swoich ojczyznach. "+Plan Marshalla+ dla państw arabskich po transformacji musiałby także oznaczać współpracę regionalną, czyli inwestycje pochodzące z państw tego regionu. Jeżeli Katar mógł kupić 25 procent akcji koncernu Porsche, to dlaczego nie miałby inwestować w infrastrukturę w obszarze Morza Śródziemnego?" - mówił niemiecki ekspert.