Od 40 już lat baskijscy separatyści walczą z rządem hiszpańskim o niepodległość dla swego kraju. Nie przebierają w środkach: bomby, zamachy, napady to arsenał ekstremistów z ETA. Dla swojej walki zdają się mieć poparcie tzw. ulicy w Kraju Basków. Ulice miast spornej prowincji są przesiąknięte symbolami walki wyzwoleńczej, przeważają napisy żądające prawa do samostanowienia, zaś najczęściej używanym słowem na określenie obecnej sytuacji jest okupacja. Poparcie mieszkańców dla niepodległościowych aspiracji nie zawsze jest dobrowolne. Czasami protestują, częściej jednak się boją. Terroryści zbierają od sklepikarzy i właścicieli barów haracz na rzecz separatystów. Przychodzą i proszą o pieniądze dla więźniów, lub na inny patriotyczny cel - tłumaczy jeden z właścicieli restauracji. - W sytuacji, w jakiej jest Kraj Basków, lepiej jest dać. Omija się wtedy problemy i komplikacje. Zdaniem mieszkańców w prowincji nie zapanuje pokój, póki rząd nie ogłosi amnestii dla ponad 1000 więzionych działaczy ETA.