Bohaterem obchodów było oczywiście Sir Edmund Hillary, który wraz z Szerpą Tenzingiem Norgayem pierwszy postawił stopę na szczycie Mount Everestu. Tenzing zmarł przed 17 laty; Hillary wielokrotnie wspominał go podczas czwartkowych uroczystości. 29 maja 1953 roku Hillary i Tenzing spędzili na szczycie zaledwie 15 minut. Po powrocie ani jeden, ani drugi nie tęsknił do zdobywania najwyższej góry świata jeszcze raz. Hillary, mający dziś 83 lata, wspominał słowa swego przyjaciela Tenzinga: "Dokonaliśmy tego. Zrobiliśmy to pierwsi. Dlaczego mielibyśmy zawracać sobie głowę robieniem tego jeszcze raz?" Od tamtej historycznej wyprawy, na szczyt Everestu weszło około 900 osób, od strony Nepalu lub Tybetu. Szczyt pokonano już w sumie ponad 1200 razy. Mount Everest (nazywany przez Chińczyków Qomolangma Feng, przez Tybetańczyków Czomolangma, a przez Nepalczyków Sagarmatha) znajduje się na granicy Nepalu i Chin; ma 8848 metrów wysokości. Hillary uważa, że wspinaczki na najwyższą górę świata zatraciły już pionierski charakter. Podobnie jak Jamling Norgay - syn Tenzinga - sprzeciwia się komercjalizacji himalaizmu. Obaj uważają za coś niestosownego, że niedoświadczeni wspinacze płacą Szerpom za doprowadzenie ich na szczyt. - Na Mount Everest może dziś wejść każdy, kto ma 65 tysięcy dolarów - powiedział Jamling w telewizji nepalskiej, nawiązując do przeciętnych kosztów wyprawy. Syn Tenzinga Norgaya jest też przeciwny próbom bicia rekordów na Mount Evereście, takim jak najstarszy zdobywca szczytu, najmłodszy zdobywca itp. - To już nie jest pasja, a po prostu sport - ubolewa. Hillary przypomniał, że wraz z Tenzingiem wykuwali stopnie w lodowych ścianach, wiedząc, że żaden człowiek nie szedł tamtędy przed nimi. Dziś wspinacze idą szlakami przygotowanymi przez Szerpów. Szerpowie, zwani anonimowymi bohaterami himalajskich wspinaczek, sami zaczęli bić rekordy na Mount Evereście. 42-letni Appa był już na szczycie 13 razy, a 35-letni Lakpa Gyelu dotarł na szczyt w rekordowym tempie 10 godzin i 56 minut i wrócił akurat na czwartkowe uroczystości. Hillary przybył do Nepalu, choć był również zaproszony do Londynu na obchody 50-lecia koronacji Elżbiety II (2 czerwca). Chciał być blisko góry i zjeść uroczystą kolację ze swymi przyjaciółmi Szerpami. Nepalski następca tronu książę Paras wręczył pamiątkowe medale i otworzył sympozjum poświęcone himalaistyce. Zastanawiano się, czy ograniczyć liczbę zezwoleń na wspinaczki na Mount Everest. Opowiada się za tym Hillary, ale wielu wspinaczy jest odmiennego zdania. Dzisiaj wieczorem nepalska para królewska - król Gyanendra i królowa Komal - podejmą Edmunda Hillary'ego herbatą. Pierwszy zdobywca Everestu zapowiedział, że zrezygnuje z planowanego następnie bankietu, by zjeść kolację z Szerpami, których regularnie odwiedza i których wspomaga finansowo. - Oni wiedzą, że życie jest ciężkie, ale wiedzą też, że trzeba się nim cieszyć - powiedział o swoich nepalskich przyjaciołach. Polacy na Mount Evereście "Dach świata" na wysokości 8848 m ma również swoją polską historię. Do dziś zdobyło go 13 Polaków, w tym dwie kobiety. Niestety, Mount Everest pochłonął też wiele istnień ludzkich. Największym dramatem była śmierć pięciu Polaków podczas wyprawy sprzed 14 lat. W sumie, zdobywając ten szczyt, zginęło 6 Polaków. Największym sukcesem polskich himalaistów jest natomiast pierwsze zimowe wejście na górę. W lutym 1980 roku dokonali tego Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy. Oprócz nich, zimą na Mount Everest weszło jeszcze 5 osób. - Alpinista szuka przeciwności. To jest taki zawód, że człowiek się drapie tam, gdzie nie swędzi. Te trudności, które napotkaliśmy, były przez nas oczekiwane, a nie wymyślone. One nie są trudnościami, że człowiek przeklina świat, tylko mówi: "o jak fajnie, bo jest trudno" - wspomina zimowe wejście na "Dach świata" Krzysztof Wielicki. Dziś na Mount Everest może wejść praktycznie każdy, kto za to zapłaci. Mnożą się rekordy szybkości dotarcia na szczyt. Wchodzą tam starzy i młodzi, doświadczeni i amatorzy. Co o takiej komercyjnej wspinaczce sądzą himalaiści - posłuchaj relacji reportera RMF i GOPR-owca Tomasza Maszczyka: