Jak powiedział w czwartek rzecznik Białego Domu, Tony Snow, w rezultacie inspekcji dwa lata temu stwierdzono strukturalne mankamenty mostu. Most uzyskał wtedy ocenę 50 w skali od 0 do 120, co - według Snowa - nie oznaczało ryzyka katastrofy, ale - jak zaznaczył rzecznik - "jeżeli raport z kontroli wykazuje braki, władze stanu sa odpowiedzialne za podjęcie działań na rzecz poprawy sytuacji". Jak poinformowała telewizja Fox News, około 40 procent mostów w USA ma ranking 50 w skali od 0 do 120. Już jednak w 2001 roku raport o stanie technicznym mostu opracowany przez wydział inżynieryjny Uniwersytetu Minnesota stwierdził, że pojawiły się na nim oznaki zmęczenia materiału. Pojawiły się one na stalowej strukturze kratowej mostu pod jego nawierzchnią. Nie znaleziono jednak żadnych pęknięć konstrukcji. Jak powiedział gubernator stanu Minnesota, Jim Pawlenty, most miał "nietypową konstrukcję", ale był sprawdzany w latach 2005 i 2006 i nie wykryto wtedy żadnych jego wad. W katastrofie zginęły co najmniej cztery osoby. Taką liczbę śmiertelnych ofiar oficjalnie potwierdzono do południa (czasu lokalnego) w czwartek, ale może ona znacznie wzrosnąć, gdyż od 20 do 30 osób jest zaginionych. Chodzi głównie o pasażerów około 50 samochodów, które zsunęły się z walącego się mostu i wpadły do wody. Poszukują ich płetwonurkowie. Bezpośrednio po katastrofie słychać było krzyki tonących ofiar. Z czasem nadzieje na odnalezienie ich żywych nikną. Władze wykluczyły, by za katastrofę odpowiedzialny był zamach terrorystyczny. W czwartek rano zabrał głos o katastrofie prezydent George W. Bush. Oświadczył, że władze federalne pomogą Minneapolis w akcji ratunkowej. - Musimy zareagować energicznie, aby pomóc mieszkańcom Minneapolis. Modlimy się za nich - powiedział prezydent. W najbliższych dniach do miasta ma przybyć małżonka prezydenta Laura Bush i minister transportu.