Członek czeczeńskiego komando dodał, że dalszy rozwój wydarzeń całkowicie zależy od tego, czy Rosja zgodzi się wycofać swoje wojska z Czeczenii. - Uwolniliśmy już wszystkich, których mogliśmy wypuścić. Dalej nie zamierzamy nikogo więcej zwalniać. Od rosyjskiego kierownictwa zależy teraz, co się wydarzy dalej, i od tego, jakie porozumienia zdoła ono osiągnąć z naszymi wysokimi przedstawicielami - cytuje Reuters swego rozmówcę. Czeczeni zażądali spotkania z wysłannikiem prezydenta Władimira Putina - poinformował dzisiaj wieczorem jeden z negocjatorów, były prezydent Inguszetii Rusłan Auszew. Czeczeni "rozwiążą wszystkie kwestie jedynie z przedstawicielem prezydenta" - powiedział Auszew. Były prezydent Inguszetii, republiki w składzie Rosji, sąsiadującej z Czeczenią, jest bardzo krytyczny w stosunku do polityki rosyjskiej w Czeczenii. Rosyjska dziennikarka uczestnicząca w negocjacjach z czeczeńskimi terrorystami powiedziała dzisiaj późnym wieczorem, że zamierzają oni podjąć poważne działania w razie braku dowodów, że władze planują zakończenie wojny w zbuntowanej Czeczenii. - Powtarzano mi wielokrotnie, że jeśli nie uzyskają oni konkretnych planów wycofania rosyjskich wojsk z Czeczenii, wówczas podejmą drastyczne kroki o godzinie piątej, szóstej lub siódmej rano - stwierdziła Anna Politkowska, która zasłynęła jako autorka obiektywnych reportaży z czeczeńskiej wojny. - Prezydent musi zadeklarować osobiście, że kończy działania wojenne. Oni nalegają na takie oświadczenie i uznają to za pierwszy warunek - relacjonowała reporterom swoje rozmowy z czeczeńskim komando. Jako drugi warunek terroryści wysunęli wycofanie wojsk z jednego z rejonów Czeczenii, co ma być przykładem, że po tej ewakuacji nastąpi wycofanie następnych oddziałów. Tuż przed godz. 20. sztab kryzysowy poinformował o zwolnieniu kolejnych czterech zakładników. Zwolnieni to trzy kobiety i mężczyzna. Wszyscy są aktorami, występującymi w musicalu "Nord-Ost" i wszyscy są obywatelami Azerbejdżanu. Według innych uczestników rozmów z terrorystami, atmosfera przy stole negocjacyjnym nie pogorszyła się. Wcześniej wieczorem czeczeńscy terroryści zagrozili, że zaczną zabijać zakładników jeszcze tego samego dnia, jeśli ich żądania nie zostaną spełnione - poinformował jeden z negocjatorów Siergiej Goworuchin. Dodał, że rozmowy stają się coraz trudniejsze, a pojawiające się w ich toku problemy są prawie nie do rozwiązania. - Sytuacja staje się coraz bardziej złożona, bliska impasu, praktycznie nierozwiązywalna. Wg Goworuchina wszystko w tej sytuacji jest możliwe. Sztab kryzysowy wciąż nie ma stałej łączności z terrorystami Sztab kryzysowy nie ma jeszcze stałej łączności z czeczeńskimi terrorystami. Poinformował o tym dzisiaj wieczorem rzecznik sztabu Aleksandr Maczewski. Maczewski potwierdził, że ostatnia grupa negocjatorów, która wieczorem przebywała w Centrum Teatralnym na Dubrowce, dostarczyła tam wodę pitną i soki. Terroryści odmówili natomiast przyjęcia ciepłych posiłków. W skład grupy, o której wspomniał rzecznik, wchodzili: były premier, a wcześniej szef rosyjskiego wywiadu (SWR) Jewgienij Primakow, były prezydent Inguszetii (republiki sąsiadującej z Czeczenią), generał Rusłan Auszew, deputowany do Dumy Państwowej, generał Asłambek Asłachanow i dziennikarka "Nowej Gaziety" Anna Politkowska. Primakow bezpośrednio z Dubrowki udał się na Kreml na spotkanie z prezydentem Władimirem Putinem. "Moskowija" znów może nadawać Rosyjskie ministerstwo prasy zezwoliło w nocy z piątku na sobotę na ponowne nadawanie przez trzeci kanał państwowej telewizji - "Moskowija". Wcześniej zamknięto go razem ze stroną internetową radia "Echo Moskwy" za "naruszenie przepisów ustawy o walce z terroryzmem (portalowi po kilkunastu minutach znów pozwolono nadawać). Wiceminister Michaił Siesławinski powiedział agencji Interfax, że po rozmowie z dyrektorem "Moskowii" Władimirem Żołonkinem zdecydował sioę zgodzić na ponowne przyznanie telewizji prawa do nadawania. Ministerstwo otrzymało dodatkowo list od Siesławinskiego, który zapewniał, że będzie pilnował, aby "w pracy rozgłośni nie było żadnych naruszeń obowiązującego prawodawstwa dotyczącego walki z terroryzmem i środków masowego przekazu". Według Siesławińskiego, telewizję moskiewską zamknięto za łamanie prawa prasowego i ustawy o walce z terroryzmem. Nie podał on jednak żadnych szczegółów. Jednocześnie ministerstwo ds. prasy po raz kolejny zaapelowało do szefów wszystkich mediów, także tych działających w internecie, by nie publikowały wywiadów z terrorystami itp. Ministerstwo "jeszcze raz zwraca się do kierownictwa wszystkich środków masowego przekazu, w tym internetowych z wielką prośbą o nie dopuszczanie podobnych publikacji" - powiedział Siesławinski. - Są one poważnym naruszeniem istniejącego prawa, niezależnie od tego, jaki kto ma do niego stosunek. Trzeba szanować ustawodawstwo państwa, w którym żyjemy - dodał. W czwartek wieczorem, po tym jak jeden z terrorystów rozmawiał przez telefon z rozgłośnią Echo Moskwy, rosyjskie ministerstwo prasy wyraźnie zakazało udzielania członkom komanda czasu antenowego. - Ministerstwo uważa za niedopuszczalne udzielanie miejsca na antenie środków masowego przekazu - w tym na antenie radia Echo Moskwy - członkom ugrupowań terrorystycznych - napisano w oświadczeniu resortu, opublikowanym na jego stronie internetowej. Władze powołują się przy tym na przepisy ustawy o walce z terroryzmem, która wywołała liczne protesty środowisk dziennikarskich i określona została jako "powrót cenzury". W swoim oświadczeniu ministerstwo grozi niepokornym mediom ich zamknięciem. Bliscy terrorystów mogą być wykorzystani do prowadzenia negocjacji Według rosyjskiego wiceministra spraw wewnętrznych Władimira Wasiliewa, odpowiednie organa dysponują danymi o osobach bliskich terrorystom, przetrzymującym w teatrze w Moskwie kilkuset zakładników i mogą je wykorzystać do negocjacji. Występując w pierwszym kanale telewizji rosyjskiej, Wasiliew powiedział, że "ta forma zawsze była wykorzystywana przez nas i za granicą". Pytany o to, kto mógł pomóc tak dużej grupie terrorystów z bronią dojechać praktycznie do centrum Moskwy, Wasiliew powiedział: "będziemy wdzięczni za tę informację". - Mamy już dostatecznie dużo konkretnych informacji, które są weryfikowane - dodał. Ałła Pugaczowa włączyła się do negocjacji z terrorystami Do negocjacji z czeczeńskimi terrorystami włączyła się popularna piosenkarka Ałła Pugaczowa. Agencja Interfax podała, że w piątek wieczorem artystka przyjechała do Centrum Teatralnego na Dubrowce, gdzie uczestniczyła w negocjacjach z terrorystami. - Próbowaliśmy porozumieć się w sprawie uwolnienia zakładników. Więcej powiedzieć nie mogę - relacjonowała Pugaczowa po wyjściu z teatru. FBI proponuje pomoc Rosji w sprawie terrorystów Dyrektor amerykańskiego Federalnego Biura Śledczego (FBI) zaproponował dzisiaj wieczorem pomoc Rosji w rozwiązaniu sprawy zakładników, przetrzymywanych w moskiewskim teatrze. Robert Mueller zaproponował w rozmowie telefonicznej z szefem rosyjskiego MSW Borysem Gryzłowem wysłanie do Moskwy amerykańskich specjalistów od walki antyterrorystycznej i w dziedzinie stosowania specjalnych środków technicznych. Mueller potępił terrorystów, którzy od środy przetrzymują w teatrze kilkuset zakładników i wyraził poparcie dla rosyjskich organów ochrony prawa. Szefowie FBI i rosyjskiego MSW uzgodnili, że będą współpracować i pozostawać w stałym kontakcie - podała służba prasowa rosyjskiego ministerstwa. Wcześniej wznowiono rozmowy między czeczeńskimi terrorystami a czterema mediatorami: czeczeńskim deputowanym, dziennikarką i dwoma przedstawicielami Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża - poinformował dzisiaj Kreml. Dzisiaj rano czeczeńscy terroryści postawili ultimatum - jeśli ich żądania nie zostaną spełnione, jutro o 6. rano (4. naszego czasu) rozstrzelani zostaną pierwsi zakładnicy. Terroryści rozdali wczoraj zakładnikom telefony komórkowe, by mogli kontaktować się z rodzinami i namawiać ich do organizowania pikiet i demonstracji na rzecz zaprzestania wojny w Czeczenii. Wcześniej taką informację podała niemieckiej agencji dpa córka jednego z zakładników, z którym rozmawiała tego dnia przez telefon. Atak przygotowywany od dawna Dowódca czeczeńskiego oddziału, który wziął kilkuset zakładników w moskiewskim teatrze, Mowsar Barajew wystąpił przed kamerą rosyjskiej telewizji NTV razem z kilkoma innymi bojownikami i dwoma kobietami-kamikadze, które miały na sobie ładunki wybuchowe. Barajew, jedyny z odsłoniętą twarzą, zmęczony, ale spokojny, powiedział dzisiaj w rozmowie z dziennikarzami, że jego oddział złożony z około 50 ludzi przygotował atak na własną odpowiedzialność, pod kierunkiem najbardziej znanego czeczeńskiego dowódcy partyzanckiego, Szamila Basajewa. Według Barajewa, który od środy wieczór więzi 600 do 800 zakładników w teatrze na Dubrowce, przygotowania do akcji trwały "bardzo długo". On i jego ludzie, zanim dokonali ataku, wielokrotnie przychodzili do teatru na przedstawienia musicalu "Nord-Ost" i szczegółowo zapoznali się z terenem przyszłej akcji. Terroryści zabarykadowani z setkami zakładników w moskiewskim teatrze zaprzeczają jakoby ich akcja była zaplanowana "z zewnątrz", jak utrzymuje Kreml. Czeczeni nie wyjaśnili, w jaki sposób udało im się przywieźć do Moskwy tyle materiałów wybuchowych i wnieść je na teren teatru. Jedna z wersji głosi, że prawdopodobnie uczynili to zatrudniając się jako robotnicy przy remoncie znajdującej się w sąsiedztwie teatru restauracji i tam ukryli broń, materiały wybuchowe i kanistry z benzyną. Mowsar Barajew w rozmowie z jednym z mediatorów odrzucił oskarżenie o to, że on i jego ludzie są terrorystami. - Nie jesteśmy terrorystami, ponieważ nie domagamy się pieniędzy, lecz jedynie zakończenia wojny, nawet kosztem własnego życia i życia zakładników - miał powiedzieć Barajew. Dramat zakładników Dramatyczną sytuację w moskiewskim teatrze, opanowanym przez terrorystów, opisuje korespondentka Reutera, Elizabeth Piper. "Światła palą się przez cały czas. Krzesła są łóżkami, a kanał dla orkiestry - toaletą. Nie ma papieru toaletowego ani bieżącej wody. Smród robi się coraz gorszy" - pisze Piper. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom czeczeńscy terroryści, przetrzymujący około 700 zakładników, do tej pory nie zwolnili jeszcze cudzoziemców. Z budynku teatru wyszło natomiast na wolność ośmioro dzieci. Terroryści zgodzili się na posiłki i wodę Terroryści zgodzili się na przyjęcie gorących posiłków i wody dla zakładników przetrzymywanych w moskiewskim centrum teatralnym - poinformował dzisiaj wiceminister spraw wewnętrznych Władimir Wasiljew. Czeczeni wyrazili zgodę po trzygodzinnych rozmowach z dziennikarką "Nowej Gaziety" Anną Politkowską, znaną z obiektywnych reportaży z Czeczenii, i dyrektorem Centrum Medycyny Katastrof Leonidem Roszałem. Ministerstwo prasy zamyka jeden z kanałów TV Rosyjskie ministerstwo ds. prasy poleciło zamknąć jeden z kanałów telewizyjnych - "Moskowija" (lokalny moskiewski) - i stronę internetową niezależnego radia "Echo Moskwy". Ministerstwo zarzuciło im poważne naruszenie ustaw regulujących walkę z terroryzmem oraz prawa prasowego. Nie gotowi do rozmów Ambasador USA w Rosji, który już dwukrotnie przyjeżdżał pod budynek teatru powiedział, że porywacze nie są gotowi do rozmów o masowym uwolnieniu przetrzymywanych. Ambasador Alexander Vershbow powiedział, że liczy na to, iż przedstawiciele Czerwonego Krzyża, którzy prowadzą rozmowy z porywaczami, przekonają ich przynajmniej do przekazania zakładnikom pożywienia i wody. Dotychczas porywacze odmawiali przyjęcia pożywienia. Vershbow powiedział agencji Interfax: "W dalszym ciągu domagamy się bezwarunkowego uwolnienia wszystkich zakładników, potępiamy działania terrorystów". Wg danych Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), wśród 75 obcokrajowców przetrzymywanych wraz z kilkuset Rosjanami przez czeczeńskie komando, jest czworo Amerykanów. Wcześniej Reuters, powołując się na wypowiedź konsula generalnego USA w Rosji, informował, że terroryści mieli uwolnić cudzoziemców nie wcześniej niż o 9. rano czasu polskiego. Zdaniem dyplomaty amerykańskiego, obcokrajowcy mieli odzyskać wolność wcześniej - akcja jednak opóźniła się z niewiadomych przyczyn. Pod moskiewski teatr dzisiaj rano podjechały karetki pogotowia. Na miejsce zaczęli przybywać także dyplomaci z państw, których obywatele pozostają w rękach terrorystów. Dzisiaj nad ranem przedstawiciel Federalnej Służby Bezpieczeństwa ujawnił, iż terroryści obiecali zwolnić w ciągu dnia wszystkich cudzoziemców. Szacuje się, iż jest to 75 osób. Czeczeńcy żądają, by zakładników odbierali przedstawiciele odpowiednich ambasad. Znaczna część zakładników-cudzoziemców to obywatele państw byłego ZSRR. Wśród przetrzymywanych jest jednak także m.in. po kilkoro Amerykanów, Niemców, Brytyjczyków i Australijczyków. Nie ma wśród nich natomiast - według wszelkiego prawdopodobieństwa - Polaków. Terroryści: przysłał nas Maschadow Deputowany do Dumy, znany piosenkarz Josif Kobzon, który wraz z przedstawicielami Czerwonego Krzyża był w budynku, gdzie są przetrzymywani zakładnicy, powiedział, że jeden z terrorystów oświadczył, że (do Moskwy) posłał ich Maschadow - prezydent Czeczenii. Kobzon oświadczył dzisiaj, że jego rozmówca powiedział, że nazywa się Abu Bakar. Wg Kobzona, "uczestnicy akcji terrorystycznej" - jak pisze ITAR-TASS - "są bardzo poważni, skupieni i agresywni". - Nie należy tego lekceważyć - powiedział deputowany i zaapelował do dziennikarzy, by powstrzymali się od wszelkich wypowiedzi, które mogłyby być upokarzające dla terrorystów, gdyż to, jego zdaniem, może przeszkodzić w uwolnieniu zakładników. - Ludzie uczestniczący w akcji to całkowici fanatycy - powiedział. Interfax i ORT: Maschadow grozi Rosji nowymi zamachami Rosyjskie służby specjalne weszły w posiadanie nagranego na wideo wystąpienia prezydenta Czeczenii, Asłana Maschadowa, w którym grozi on przeprowadzeniem zamachów terrorystycznych na terytorium Rosji - poinformowała dzisiaj agencja Interfax. Telewizja ORT w wieczornym wydaniu swych wiadomości odtworzyła fragment domniemanego przemówienia Maschadowa. - My praktycznie przeszliśmy od metod wojny partyzanckiej do metod prowadzenia operacji ofensywnych. Jestem przekonany, nie mam żadnych wątpliwości, (że) w końcowej fazie na pewno przeprowadzimy jeszcze bardziej unikatową operację, na podobieństwo dżihadu, i tą operacją wyzwolimy naszą ziemię od rosyjskiego agresora - oświadczył prezydent Czeczenii. Interfax i ORT nie podały innych szczegółów. Nie wiadomo więc, gdzie i kiedy Maschadow miałby wypowiedzieć takie groźby. Terroryści uwolnili ośmioro dzieci Z moskiewskiego teatru uwolniono przed południem ośmioro dzieci - poinformował sztab operacyjny. Według agencji RIA, powołującej się na informacje ze sztabu kryzysowego, dzieci wyprowadzili z budynku przedstawiciele Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża, którzy wcześniej weszli tam na negocjacje z terrorystami. Szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Dmitrij Rogozin powiedział, że dzieci wypuszczono, nie stawiając żadnych warunków. Wcześniej w piątek terroryści wypuścili z teatru siedem osób. Sztab kryzysowy liczy na kolejne zwolnienia, zwłaszcza kobiet i dzieci. - Nie możemy podawać konkretnych nazwisk uwolnionych, ale są oni w sztabie (kryzysowym), okazywana jest im pomoc medyczna i przeprowadzane są działania operacyjne - powiedział członek sztabu kryzysowego, Siergiej Ignatczenko. Ustalono tożsamość większości terrorystów Przedstawiciel Federalnej Służby Bezpieczeństwa Siergiej Ignatczenko poinformował dzisiaj agencję ITAR-TASS, że ustalono już tożsamość 90 procent terrorystów, którzy w środę wieczorem zajęli jeden z moskiewskich teatrów. - Dysponujemy fotografiami większości terrorystów i ustalono już, obywatelami których państw są ci ludzie; są to głównie obywatele rosyjscy. Ustalono też liczbę terrorystów - powiedział Ignatczenko. Putin potępia groźby pod adresem Czeczenów Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że uważa za niedopuszczalne groźby pod adresem Czeczenów, jakie pojawiły się po uwięzieniu przez czeczeńskie komando zakładników. Putin powiedział, że o przypadkach gróźb kierowanych pod adresem Czeczenów, zwłaszcza w tych miejscach, gdzie są większe ich skupiska, dowiedział się w piątek od ministra spraw wewnętrznych Borysa Gryzłowa, który uczestniczył w naradzie na Kremlu. Wziął w niej też udział szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) Nikołaj Patruszew. Putin nie podał konkretnych przypadków grożenia Czeczenom, co miało nastąpić po zajęciu w środę wieczorem przez czeczeńskie komando centrum teatralnego na Dubrowce w Moskwie, gdzie w chwili ataku znajdowało się kilkaset osób: wykonawców i widzów popularnego widowiska. Zdaniem Putina, jednym z celów terrorystów jest sianie nienawiści między nacjami. Przypomniał, że wielu Czeczenów broni interesów Rosji i przyszłości swojej republiki. Prezydent miał na myśli, m.in. promoskiewską administrację w Czeczenii. Szef FSB Nikołaj Patruszew powiedział, że jeśli zakładnicy zostaną uwolnieni, to terroryści będą mieć zagwarantowane bezpieczeństwo. Powiedział też, że w Rosji - w związku z zaistniałą sytuacją - znajduje się około 60 przedstawicieli służb specjalnych i organów ścigania z zagranicy. Lekarz: większość zakładników ma kłopoty ze zdrowiem Większość z 700 zakładników przetrzymywanych od środy przez czeczeńskich rebeliantów w moskiewskim teatrze ma kłopoty ze zdrowiem - powiedział dzisiaj lekarz Leonid Roszał. Wcześniej, tuż przed północą (czasu warszawskiego) lekarz-specjalista od sytuacji kryzysowych, Leonid Roszał oraz ekipa telewizji NTV weszli do opanowanego przez Czeczenów teatru w Moskwie i dostarczyli zakładnikom, głównie dzieciom, lekarstwa. Wśród zakładników jest 15-20 dzieci poniżej 14 roku życia. Troje z nich jest w złym stanie. Jedno z dzieci cierpi na padaczkę, drugie ma zapalenie oskrzeli, a trzecie - prawdopodobnie zapalenie płuc. - Generalnie sytuacja jest spokojna, nie ma histerii, poza dwoma- trzema kobietami, które przeżyły załamanie nerwowe - powiedział Roszał po wyjściu z teatru. - Część zakładników przeziębiła się, niektórzy mają problemy z oczami, sercem oraz ciśnieniem, większość jest mocno zestresowana. Nikt nie wymaga jednak natychmiastowej interwencji medycznej, czy hospitalizacji - dodał lekarz. Roszał podkreślił, że zakładnicy są dobrze traktowani. - Rebelianci są zdyscyplinowani, panuje u nich porządek. Dobrze traktują swoich więźniów; nie biją ich, nie straszą - powiedział lekarz. Zakładnicy nie mają możliwości odpoczynku, a ich dietę stanowi wyłącznie woda i niewielka ilość czekolady. Roszał dodał, że Czeczeni też nic nie jedzą. Wbrew informacjom służb specjalnych, które podawały, że terroryści nie chcą dopuścić do przekazania zakładnikom wody i jedzenia, okazało się, że w teatrze były duże zapasy i po prostu przekazanie żywności nie jest potrzebne. Zakładnicy mogą również - wbrew wcześniejszym doniesieniom - swobodnie korzystać z toalet. Wcześniej rzecznik rosyjskich służb specjalnych Siergiej Ignatczenko powiedział, że rebelianci rozpoczęli strajk głodowy. - Negocjujemy dostawę żywności dla zakładników. Terroryści oświadczyli, że przystąpili do strajku głodowego i dlatego ich zakładnicy nie mogą mieć nic więcej do jedzenia - dodał Ignatczenko. Rosyjska telewizja NTV pokazała porywaczy Rosyjska telewizja NTV pokazała dzisiaj po raz pierwszy zdjęcia czeczeńskich rebeliantów, którzy od środy przetrzymują w moskiewskim teatrze ok. 700 zakładników. Film nakręcono prawdopodobnie w kuchni teatru. Widać na nim kobietę, która trzyma pistolet, a do pasa ma przyczepione materiały wybuchowe. Oprócz niej sfilmowano trzech uzbrojonych, zamaskowanych mężczyzn. Mimo że ruch warg wskazuje na rozmowę, nic nie słychać - materiał nakręcono bez dźwięku. Wszyscy rebelianci sprawiają wrażenie spokojnych, opanowanych. Wcześniej agencja Interfax informowała, że trzech reporterów NTV weszło do teatru wraz z lekarzem. Dostarczyli zakładnikom lekarstwa. - Nie weszliśmy do samego środka. Widzieliśmy jednak zakładników. Dokładnie 6 zakładniczek, z których większość to dziennikarki pracujące dla telewizji i gazet. Wszystko wskazywało, że czuły się dobrze i widać było, iż są dobrze traktowane przez terrorystów. Nie pozwolili nam z nimi rozmawiać, sami też nic nie mówili, wszyscy byli zamaskowani poza ich przywódcą Mowsarem Barajewem - mówił jeden z dziennikarzy NTV. Krewni i przyjaciele zakładników demonstrują pod Kremlem Około 60 osób, m.in. bliscy i przyjaciele zakładników, zebrało się w pobliżu Kremla, by protestować przeciwko wojnie w Czeczenii. - Przyszliśmy tutaj, żeby zebrać podpisy pod petycją w tej sprawie do prezydenta Putina - powiedział działacz organizacji praw człowieka "Memoriał" Dmitrij Jermolcew. Uczestnicy protestu podpisują się pod apelem do Władimira Putina. Do tej pory zebrano pod petycją około 200 podpisów. "Zwracamy się do pana jako głowy państwa, gwaranta konstytucji, jako człowieka, który może i powinien zapobiec tragedii - niech pan zrobi wszystko, co możliwe, żeby uratować naszych przyjaciół, towarzyszy i uczniów. Niech pan rozpocznie rozmowy ze zbrojną opozycją w Czeczenii" - czytamy w rękopisie przygotowanego apelu. Jedynie część demonstrujących twierdzi, że wśród zakładników są ich bliscy. - Tam jest moja siostra cioteczna, z którą nie mam żadnego kontaktu, bo nie wzięła ze sobą do teatru komórki. Zawsze byłem przeciwko wojnie, a teraz jestem absolutnie zdeterminowany, by wyjść na ulicę i protestować - powiedział mężczyzna, który prosił o anonimowość. Jermolcew - z zawodu nauczyciel - mówi z kolei, że wśród zakładników jest dwoje jego uczniów. - Przyszliśmy tu z kilkoma kolegami, z którymi pracujemy w jednej szkole. Chodzi o dwójkę dzieci, które mają zaledwie 13 i 14 lat - powiedział, dodając, że oboje nie zostali jeszcze uwolnieni (Czeczeni uwolnili już część dzieci i zapowiadają zwolnienie następnych). - Ja wśród zakładników nie mam nikogo, przyszedłem protestować przeciwko wojnie i przeciwko tragedii, która może się wydarzyć - powiedział Aleksandr Ałtonian, trzymający plakat "1994-2002 - dosyć przelewu krwi" (w latach 1994-1996 trwała pierwsza wojny w Czeczenii, a od października 1999 roku toczy się kolejny konflikt w zbuntowanej republice). Ani krewnych, ani znajomych wśród zakładników nie mają też dwie licealistki, które przyszły z plakatem "Krew w Czeczenii, krew w Nord-Ost - krew ludzi. Nie przelewajcie jej". Władze uznały demonstrację za nielegalną, zaś milicja oświadczyła, że "sytuacja znajduje się pod kontrolą". Korespondent PAP był jedną z ostatnich osób, której udało się dostać do demonstrantów. Zaraz potem, kilkadziesiąt metrów od stojącej grupy ze wszystkich stron pojawili się milicjanci, którzy odmawiają wpuszczania pozostałych chętnych do udziału w proteście. Nie dopuszczają do demonstrujących również dziennikarzy. Milicja odmawia odpowiedzi na pytanie, kto wydał rozkaz otoczenia zachowującej się spokojnie grupy. - Nie wpuszczamy, bo nie - powiedział major milicji, do którego odsyłali szeregowi funkcjonariusze. Zobacz nasz specjalny serwis "Dramat w Moskwie