W eksplozji zginęło 39 osób, a ponad 130 zostało rannych. Poniedziałek - jak na razie - wygląda zupełnie normalnie i o żałobie przypominają tylko flagi, spuszczono do połowy masztów. Moskwa funkcjonuje jak co dzień; działają teatry, kina i kluby, a metro jest pełne ludzi, którzy muszą jakoś dojechać do pracy. Jak pisze gazeta "Wriemia Nowostiej", mieszkańcy stolicy przyzwyczaili się już, że żyją w mieście frontowym, a zamachu w metrze spodziewano się od dawna. Na ulicach i stacjach podziemnej kolejki widać wzmocnione patrole milicji, ale wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że to nie zlikwiduje groźby terroryzmu. A jak pisze "Kommersant", śledztwo raczej nie dotrze do organizatorów zamachu właśnie w Moskwie. Jedyną szansą są poszukiwania na Kaukazie. I paradoksalnie, pomóc może Szamil Basajew, który jest najbardziej znanym liderem terrorystów. W swoich oświadczeniach czasami podaje, kto dokonał kolejnego zamachu. Tuż po zamachu w moskiewskim metrze minister obrony Rosji - Siergiej Iwanow - na szczycie ministrów obrony państw NATO w Monachium - płynną angielszczyzną przekonywał zebranych, że wojna w Czeczenii to element walki z międzynarodowym terroryzmem.