Podobnie jak migranci przemierzający Morze Śródziemne z Afryki do Europy, Komoryjczycy w poszukiwaniu lepszego życia starają się przedostać przez Kanał Mozambicki - najczęściej pod osłoną nocy, stłoczeni na pokładach małych łodzi rybackich nazywanych kwassa-kwassa - na Majottę, która jako zamorski departament Francji jest również częścią UE. "Europa była tak porażona tragediami z ostatnich lat na Morzu Śródziemnym, że podobny kryzys na Oceanie Indyjskim przechodzi prawie niezauważony" - oceniała w 2015 roku BBC w materiale zatytułowanym "francuski 'cmentarz' migrantów w Afryce". Po sześciu latach niewiele się zmieniło. Łodzie z uchodźcami nadal płyną na Majottę, ludzie nadal toną, ale nagłówki gazet zdominował koronakryzys. Utonął procent ludności kraju W latach 1995-2012 na Kanale Mozambickim utonęło 7-10 tys. Komoryjczyków, czyli około 1 proc. całej ludności tego kraju - informował w sprawozdaniu francuski senat. Wielu miejscowych obserwatorów uważa tę liczbę za zaniżoną, a władze Komorów określają cieśninę jako "największe morskie cmentarzysko świata", które pochłonęło - ich zdaniem - ponad 50 tysięcy bezimiennych ofiar. Zdaniem niektórych komentatorów odpowiedzialność za trwający kryzys ponosi Francja, która wbrew oenzetowskim zasadom dekolonizacji podzieliła Komory i utrzymała zwierzchnictwo nad Majottą, a w 2011 roku uczyniła ją swoim zamorskim departamentem. Paryż podkreśla, że mieszkańcy Majotty opowiedzieli się przeciwko niepodległości w szeregu referendów. Krytycy twierdzą natomiast, że Francja celowo rozpatrzyła wyniki na poszczególnych wyspach Komorów oddzielnie, by utrzymać Majottę, gdzie stacjonuje jednostka francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Niepodległe Komory borykają się z korupcją ONZ wielokrotnie potępiała aneksję wyspy. W 1976 roku, rok po uzyskaniu niepodległości przez Komory, Rada Bezpieczeństwa ONZ głosowała nad rezolucją uznającą zwierzchnictwo tego kraju nad Majottą, ale Francja skorzystała z przysługującego jej prawa weta. Niepodległe Komory borykają się tymczasem z korupcją i konfliktami wewnętrznymi. W kraju przeprowadzono lub udaremniono ponad 20 zamachów stanu. Pobliska Majotta, gdzie PKB per capita jest 10 razy wyższe niż na Komorach, jawi się wielu ich mieszkańcom jako kraina dobrobytu i stabilności. Francuskie patrole przechwytują każdej nocy po kilka łodzi z migrantami, którzy są następnie deportowani - informowała w 2018 roku agencja New Humanitarian. Na Majotcie mieszka ok. 250 tys. ludzi, a co roku odsyłanych jest stamtąd nawet ponad 25 tys. migrantów. Komoryjczycy twierdzą, że należą do tego samego narodu, ale po ryzykownej przeprawie na Majottę stają się tam nielegalnymi imigrantami. Miejscowa ludność obwinia ich o wzrost przestępczości, przeciążanie służby zdrowia i systemu szkolnictwa. W 2018 roku wyspę sparaliżowały protesty przeciwko nielegalnym przybyszom, na których urządzano obławy. Dzieci nielegalnych migrantów Około 70 proc. spośród 10 tys. dzieci rodzonych co roku w jedynym szpitalu w stolicy Majotty, Mamoudzou, to dzieci nielegalnych migrantów - podawała wówczas BBC, powołując się na oficjalne statystyki. Według tej stacji Paryż rozważał nawet formalne wykluczenie tego szpitala z terytorium Francji, by urodzone tam dzieci nie nabierały uprawnień do francuskiego obywatelstwa. "Prawda jest taka, że dusimy się na Majotcie. Nie możemy już się dostać do naszych szpitali. Musimy latać na Reunion albo w inne miejsca na leczenie" - mówiła agencji AFP jedna z protestujących, kobieta o imieniu Marianne. Przeciążenie służby zdrowia stało się jeszcze bardziej widoczne w czasie pandemii koronawirusa. Na początku 2021 roku na Majotcie zanotowano gwałtowny wzrost liczby zakażeń i do końca kwietnia odnotowano ich blisko 20 tys. Afrykańskie media donosiły w lutym o dramatycznej sytuacji w jedynym szpitalu Majotty, gdzie pacjenci z Covid-19 zajmowali wszystkie 36 miejsc na intensywnej terapii. AFP opisywała historię jednej z wielu Komoryjek, które ryzykowały niebezpieczną przeprawę na Majottę, by urodzić we Francji. "Chcę popłynąć na Majottę, żeby moje dziecko miało francuski akt urodzenia, żeby dać moim dzieciom lepszą edukację. Mogę wykonywać prace domowe. Tutaj prawie nic się na tym nie zarabia" - powiedziała agencji kobieta o imieniu Aicha, która w swojej nadgniłej chatce ze sklejki i liści powiesiła na ścianie mapę Majotty.