Nową premier Mołdawii została ekonomistka i była minister edukacji Maia Sandu z Acum. Porozumienie socjalistów z tym ugrupowaniem uznawane jest za zaskoczenie. Portal Politico pisze o "umowie w ostatniej chwili" i zauważa, że dzięki niej udało się uniknąć przyspieszonych wyborów. W poprzednich w lutym wygrali socjaliści. "Dyktator upadł. Oligarchiczny reżim jest dziś w opozycji" - mówiła Sandu, odnosząc się do Plahotniuca. Nie piastował on żadnej pozycji w rządzie, ale utrzymywał spore wpływy w mołdawskiej polityce. Nowa szefowa rządu zapowiedziała też, że jednymi z pierwszych działań jej gabinetu będą śledztwa dotyczące korupcji. "Nie będzie kompromisów w kwestii interesu obywateli. Ci, którzy budowali reżim terroru, będą sądzeni sprawiedliwie i bez wahania" - deklarowała. Jednocześnie podkreśliła, że jest świadoma różnic między partiami, które powołały jej rząd. "Są różnice między politycznymi stronami" - stwierdziła, dodając, że nie można być pewnym trwałości tego sojuszu. Jak pisze Politico, poparcie dla rządu Sandu wyraziły Unia Europejska, USA oraz Rosja. Partia Demokratyczna utrzymuje, że nowy rząd został powołany nielegalnie, a jej przedstawiciele mówią o "zdradzie" i "puczu". Plahotniuc na konferencji prasowej stwierdził, że jego partia "podejmie wszystkie prawne i demokratyczne środki, by zapobiec przejęciu władzy przez nowy rząd". Po zaprzysiężeniu rządu prezydent Igor Dodon z Partii Socjalistycznej wezwał jednak do "dojrzałości politycznej" i "pokojowego przekazania władzy". W niedzielę w stołecznym Kiszyniowie spodziewane są protesty dwóch stron politycznego sporu.