W przedstawionym oświadczeniu zaznaczono, że w ogólnej ocenie OBWE wybory odbyły się w demokratycznych i konkurencyjnych warunkach, z poszanowaniem podstawowych praw i swobód. Szef misji obserwacyjnej OBWE Giorgi Cereteli wskazał, że w dniu wyborczym nie doszło do "poważnych incydentów". W raporcie zwrócono jednak uwagę, że na pracowników sektora państwowego mogły być wywierane naciski z góry i podkreślono, że media w Mołdawii podlegają politycznym siłom: "Ze względu na to, że polityczni gracze kontrolują media i posiadają je, prezentowane wyborcom punkty widzenia były ograniczone". Było to pierwsze głosowanie w Mołdawii przeprowadzone według mieszanej ordynacji. OBWE zwróciło uwagę, że nowy system wyborczy wdrożono bez odpowiednich konsultacji społecznych. Wcześniej tego dnia o wielu nieprawidłowościach podczas wyborów poinformowała lokalna organizacja pozarządowa Promo Lex. Wymieniono wśród nich przypadki głosowania zorganizowanych grup i agitacji w lokalach wyborczych. Odnotowano także ponad 127 błędów na listach wyborczych, na których widniały nazwiska zmarłych lub niezarejestrowanych osób. Wyniki wyborów Po przeliczeniu 99 proc. głosów oddanych w niedzielnych wyborach na pierwszym miejscu plasuje się określana jako prorosyjska Partia Socjalistyczna z wynikiem 31,2 proc. Drugie miejsce zajmuje proeuropejski antyestablishmentowy blok Acum ("Teraz") z wynikiem 26,6 proc. Trzecie miejsce zajęła rządząca obecnie Partia Demokratyczna (PMD), której liderem jest Vladimir Plahotniuc, uważany za najbogatszą osobą w kraju. Na PMD zagłosowało 23,8 proc. wyborców. Plahotniuc oskarżany jest o podporządkowanie sobie sądownictwa, prokuratury i znacznej części mediów. Do parlamentu wejdzie też bliskie demokratom, populistyczne ugrupowanie biznesmena Ilana Sora, Partia Sora, z wynikiem ok. 8,3 proc. Doszło do fałszerstw? Zarówno socjaliści, jak i przedstawiciele Acum oskarżają PMD o kupowanie głosów wyborców. Według nich wyborcy z separatystycznego Naddniestrza mieli być przywożeni do lokali, znajdujących się na terenie administrowanym przez Kiszyniów i mieli oddawać głosy na danego kandydata w zamian za pieniądze. W sieciach społecznościowych publikowane są zdjęcia i nagrania, na których widać długie kolejki wyborców we wspomnianych lokalach. Mówi się, że głosującym obiecano ekwiwalent 20 dolarów za oddanie głosu, a przewozy wyborców miał organizować naddniestrzański holding Sheriff. Oazu Nantoi, politolog, były deputowany i były kandydat na prezydenta, powiedział w rozmowie z PAP, że do lokali przywieziono ok. 38 tys. wyborców z Naddniestrza Liderzy Acum, Andrei Nastase i Maia Sandu, na poniedziałkowym briefingu ocenili, że podczas wyborów doszło do fałszerstw. "Są dowody na to, że płacono osobom, które przywożono do lokali. Oprócz tego na wyniki miało wpływ nadużycie władzy" - mówił Nastase. Oświadczył, że blok Acum rozpoczyna analizę doniesień o nieprawidłowościach. Sandu podkreśliła, że nie uznaje niedzielnych wyborów za wolne i uczciwe oraz określiła je jako "skradzione". "Osoby, które niczego nie wiedzą o tym, co dzieje się w kraju, masowo brały udział w głosowaniu, mimo że nie były w stanie wymienić nazwiska kandydatów w ich okręgu" - tak Sandu skomentowała doniesienia o możliwym kupowaniu głosów wyborców z Naddniestrza. Przebieg głosowania monitorowało ponad 2,4 tys. obserwatorów miejscowych i ok. 700 obserwatorów z zagranicy. Z Kiszyniowa Natalia Dziurdzińska