Ponad 10 tysięcy ludzi demonstrowało we wtorek w Kiszyniowie przeciwko zwycięstwu komunistów w niedzielnych wyborach parlamentarnych. W starciach z policją rannych zostało ok. 50 osób. Opozycja domaga się nowych wyborów, twierdząc, że głosowanie zostało sfałszowane. Prezydent Vladimir Voronin, szef zwycięskiej Partii Komunistów Republiki Mołdawii (PRCM) porównał protesty do zamachu stanu i oskarżył liderów opozycji o próby przejęcia władzy przemocą. Jak przekazał Reuters za rosyjską agencją Interfax Voronin wezwał też Zachód, by pomógł przywrócić porządek i rozwiązać sytuację w kraju. Jak powiadomiono we wtorek wieczorem, Mołdawia odwołała z Rumunii swojego ambasadora na konsultacje. Podczas wtorkowych protestów demonstranci, wśród których przeważała młodzież, zebrali się w pobliżu parlamentu, na głównej ulicy miasta bulwarze Stefana Wielkiego. Skandowali hasła: "Precz z komunistami", "Wolność, wolność". Nieśli flagi Unii Europejskiej, Mołdawii i Rumunii. Przełamali szpaler policji, która użyła gazów łzawiących i armatek wodnych. Część z demonstrantów wdarła się do parlamentu i zaczęła wyrzucać meble na ulicę, gdzie zostały podpalone. Demonstranci także opanowali biura prezydenckie, gdzie również podpalili meble i wyrzucili przez okno komputery. W starciach z policją rannych zostało około 50 osób - policjantów i cywilów. Informowano też o śmierci młodej kobiety w budynku parlamentu z powodu zaczadzenia. Później jednak podano, że informacja ta jest niepotwierdzona. Media rosyjskie powiadomiły, że na spotkaniu prezydenta Voronina z liderami trzech partii opozycyjnych uzgodniono, iż głosy oddane w wyborach zostaną ponownie przeliczone. Informacji tej również nie potwierdzono oficjalnie. Do szybkiego i pokojowego rozwiązania konfliktu w Mołdawii wezwał prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w rozmowie z prezydentem Voroninem. Przywódca Rosji zaapelował też o "przywrócenie porządku publicznego o przestrzeganie prawa wyborczego i norm konstytucyjnych" - przekazano na Kremlu. Demonstrujący twierdzili, że niedzielne wybory zostały sfałszowane, mimo że Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) określiła je jako generalnie zgodne z normami międzynarodowymi. "Wybory były kontrolowane przez komunistów, przekupili wszystkich. Pod rządami komunistów nie mamy przed sobą żadnej przyszłości, gdyż oni myślą tylko o sobie" - powiedział jeden z młodych uczestników demonstracji. Według wstępnych danych w niedzielnych wyborach Partia Komunistów Republiki Mołdawii zdobyła ok. 50 proc. głosów. Daje to komunistom 61 miejsc w 101-osobowym parlamencie. Dzięki wygranej w wyborach komuniści uzyskali wprawdzie większość w parlamencie, jednak będą potrzebowali poparcia innych partii, by przeforsować wybór swojego prezydenta. Szefa państwa wybiera parlament. W tym miesiącu z urzędu odejdzie Vladimir Voronin, który kończy drugą i ostatnią kadencję. Trzy proeuropejskie partie opozycyjne uzyskały razem 35 proc. głosów. Partia Liberalna (PL) otrzymała 13 proc. głosów, Partia Liberalno-Demokratyczna (PLDM) 12, a "Sojusz Nasza Mołdawia" 10 proc. głosów. Głosy oddane na partie, które nie przekroczyły 6-procentowego progu wyborczego zostaną rozdzielone między cztery partie, które weszły do parlamentu.