"Faktem jest, że sankcje wpływają na rosyjską gospodarkę i że rosyjskie kierownictwo oraz jego otoczenie odczuwają ich skutki" - powiedziała Mogherini w rozmowie, która ukazała się we wtorkowym wydaniu gazety. "Nie znamy jednak odpowiedzi na pytanie, czy Moskwa zmieni z tego powodu swoją politykę" - zauważyła szefowa unijnej dyplomacji. Mogherini udzieliła wywiadu "SZ" i pięciu innym gazetom europejskim w poniedziałek z okazji objęcia stanowiska w Brukseli. Odnosząc się do sytuacji na Ukrainie Mogherini powtórzyła, że "tak zwane wybory" w Donbasie są nielegalne i nie zostaną uznane. Włoska polityk zaznaczyła, że w relacjach z Moskwą - nawet w sytuacjach, które można jednoznacznie interpretować jako eskalację - jest gotowa "chwytać się wszystkich możliwych sposobów dyplomatycznych". Jak zaznaczyła, Moskwa reagując na wybory we wschodniej Ukrainie Moskwa nie posłużyła się formułą "uznanie" lecz oświadczyła jedynie, że "respektuje" ich wynik. "To stwarza nam pewne pole manewru" - oceniła. Podkreśliła, że w języku dyplomacji pomiędzy pojęciem "uznać" a "respektować" jest bardzo duża różnica. Mogherini powiedziała, że najbardziej obawia się, iż po wyborach w Donbasie porozumienie z Mińska może całkowicie stracić na znaczeniu. "Musimy policzyć nie do tysiąca, ale do stu tysięcy, zanim uznamy proces miński za fiasko" - ostrzegła. Jej zdaniem zanim odrzucimy proces polityczny, który stworzył pewne nadzieje, musimy zastanowić się dwa, a nawet trzy razy. Jak zaznaczyła, należy stworzyć "odpowiednie ramy" aby ustalenia z Mińska przyniosły rezultaty. To leży w interesie tak Ukraińców, jak i Rosjan, a także UE. "Nie można zaprzeczyć, że dziś jest to jeszcze trudniejsze niż dwa dni temu" - przyznała szefowa unijnej dyplomacji. Mogherini oceniła pozytywnie "centralną rolę" odgrywaną w polityce europejskiej przez Niemcy. Zastrzegła jednak, że nie oznacza to, iż pozostałe 27 państwa UE są mniej ważne. Jej zdaniem Bruksela powinna być "kraterem, do którego wpływa strumień utworzony z narodowych pomysłów".