Obawiają się, że traktat stworzy furtki w przepisach, umożliwiające Unii Europejskiej zmuszenie Irlandii do złagodzenia rygorystycznego zakazu aborcji, zezwolenia na małżeństwa osób tej samej płci i w ogóle naruszy tradycyjne wartości religijne. - Modlitwa może zmienić bieg historii - mówi Eamonn Murphy, który prowadzi centrum katolickie w Dublinie i podkreśla, że nie można "oddawać bardziej scentralizowanej władzy naszych uprawnień decyzyjnych w kwestiach tak nam bliskich". Irlandia jako jedyny kraj UE przeprowadzi referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego. W pozostałych państwach unijnych o ratyfikacji decydują parlamenty. Irlandzkie "nie" storpedowałoby traktat. Przeprowadzony przed kilku dniami sondaż pokazał, że przewaga zwolenników Traktatu Lizbońskiego zmalała w ciągu minionych dwóch tygodni. Wynik referendum, które odbędzie się 12 czerwca, nie wydaje się być przesądzony. Niektóre katolickie grupy modlitewne uczyniły z odrzucenia Traktatu Lizbońskiego główny temat swoich próśb do Boga. Rozsyła się do wiernych SMS-y wzywające do modlitw różańcowych za fiasko traktatu. Przeciwnicy traktatu zamieścili w tym miesiącu w jednej z katolickich gazet ogłoszenie wzywające wiernych do głosowania "nie" 12 czerwca. Twierdzą, że Traktat Lizboński stworzyłby "nową tożsamość europejską, opartą na radykalnym sekularyzmie i filozofiach ateistycznych". Oczekuje się, że irlandzcy biskupi zajmą przed referendum formalne stanowisko w sprawie traktatu. Rząd zarzuca przeciwnikom Traktatu Lizbońskiego próbę straszenia ludzi sprawami, do których nie ma bezpośredniego odniesienia w tym dokumencie, takich jak aborcja. "Smutna rzeczywistość jest taka, że wielu przeciwników traktatu usilnie próbuje przedstawić Unię Europejską jako wroga, który chce sprawować nad nami kontrolę" - powiedział w tym tygodniu minister spraw zagranicznych Irlandii Micheal Martin. Szef dyplomacji zapewnił, że Irlandia zachowa absolutną kontrolę nad ochroną życia poczętego, a tym, którzy twierdzą inaczej zarzucił prowadzenie "głęboko cynicznej kampanii".