Mocno uderzą Putina po kieszeni. Ogromny sukces Trumpa
Dni rosyjskiego gazu i rosyjskiej ropy na unijnych rynkach są policzone. Po miesiącach przygotowań i negocjacji Unia Europejska przechodzi do działania. Malkontenci zostali uciszeni, a terminy wyznaczone. Taki krok ma pozwolić UE wywrzeć większy nacisk na amerykańską administrację, jeśli chodzi o nałożenie potężnych "sankcji wtórnych" na rosyjską ropę i gaz.

W skrócie
- Unia Europejska wprowadza całkowity zakaz importu rosyjskiego gazu i ropy, mający wejść w życie od 2028 roku, aby osłabić finansowanie wojny przez Rosję.
- Słowacja i Węgry stawiały opór, jednak ostatecznie przystały na nowe regulacje w zamian za wsparcie unijne oraz czas na dostosowanie infrastruktury energetycznej.
- Pod presją administracji Donalda Trumpa UE zacieśnia sankcje i eliminuje rosyjskie paliwa z rynku, przygotowując argumenty do negocjacji z USA o nałożenie dodatkowych sankcji na Rosję.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
- To tyle, ile jest możliwe, dzisiaj zrobiliśmy. Jest to najsilniejsze uderzenie w finansowanie wojennej machiny Putina i w jego sektor energetyczny - powiedział 20 października w Luksemburgu minister energii Miłosz Motyka. - Innego porozumienia nie bylibyśmy w stanie wynegocjować, nie bylibyśmy w stanie wypracować - zaznaczył.
To właśnie w Luksemburgu spotkali się ministrowie energii krajów unijnych. Na posiedzeniu Rady Unii Europejskiej przegłosowali rozporządzenie ustanawiające całkowity zakaz importu do Unii Europejskiej rosyjskiego gazu skroplonego (LNG) oraz gazu ziemnego (transportowanego rurociągami) od 1 stycznia 2028 roku. Jedynymi państwami przeciwnymi temu rozwiązaniu były Słowacja i Węgry. Pozostałe 25 krajów członkowskich poparło treść dokumentu.
Na tym jednak nie koniec, bo jeszcze przed zaplanowanym na 23-24 października szczytem unijnych przywódców Unia Europejska przyjęła 19. pakiet sankcji wobec Rosji. Jednym z jego kluczowych elementów jest pozbycie się z unijnego rynku rosyjskiego gazu.
Trzy drogi do jednego celu
Zarówno rozporządzenie Rady UE, jak również 19. pakiet sankcyjny są ważnymi elementami długofalowej polityki energetycznej Unii i jej strategicznego bezpieczeństwa. Przede wszystkim programu REPowerEU, który zakłada uniezależnienie się od rosyjskich paliw kopalnych poprzez dywersyfikację źródeł dostaw surowców energetycznych, większą efektywność wykorzystywania energii, a także szybki rozwój odnawialnych źródeł energii.
Jeszcze we wrześniu tego roku, podczas corocznego orędzia o stanie Unii Europejskiej, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapewniała: - W szczególności patrzymy w kierunku szybszego wygaszenia rosyjskich paliw kopalnych, "floty cieni", a także państw trzecich (kupujących i handlujących rosyjskimi surowcami - przyp. red.).

Jeszcze przed końcem roku jej słowa powinny być odzwierciedlone w działaniach całej UE. Prace nad osiągnięciem wyznaczonego celu od tygodni, a w niektórych przypadkach miesięcy, toczyły (i nadal toczą) się zresztą trójtorowo.
Pierwsza droga to wspomniany program REPowerEU oraz inicjatywa samej Komisji Europejskiej, jeśli chodzi o odejście od rosyjskich paliw kopalnych. W pierwotnej wersji zawierała zresztą nie tylko węgiel, ropę i gaz, ale nawet materiały radioaktywne do energetyki jądrowej. W toku prac legislacyjnych ta ostatnia składowa wypadła jednak z gry.
To właśnie tej drogi dotyczy głosowanie Rady Unii Europejskiej z 20 października. Projekt rozporządzenia w kolejnych dniach trafił już do połączonych komisji Parlamentu Europejskiego, gdzie został zatwierdzony miażdżącą większością głosów. Europarlamentarzyści do odejścia od rosyjskiego gazu dodali jednak również plan odejścia od rosyjskiej ropy i produktów ropopochodnych. Czy ich propozycja się utrzyma, okaże się po trwającym właśnie trilogu, a więc nieformalnych negocjacjach między Parlamentem Europejskim, Radą Unii Europejskiej a Komisją Europejską.
Rozmówcy Interii z Parlamentu Europejskiego są jednak spokojni, że przegłosowanie nowej legislacji to czysta formalność. - W komisjach PE było ledwie kilka głosów sprzeciwu, a ponad 90 za przyjęciem rozporządzenia. Widać tutaj, że jest absolutne przekonanie i absolutna wola polityczna, żeby to dowieźć. W głosowaniu w PE będzie podobnie, bo będzie ono stanowić odzwierciedlenie tego, co wydarzyło się na połączonych komisjach - nie ma wątpliwości europoseł PSL Krzysztof Hetman, który jest też członkiem jednej z komisji zajmujących się projektem.
Do tej pory (Słowacy i Węgrzy - przyp. red.) chętnie brali surowce energetyczne z Rosji, bo było to opłacalne ekonomicznie, ale również była to karta przetargowa w rozmowach zarówno z innymi państwami UE, jak i z samą KE. Natomiast wiedzą doskonale, że teraz nie ma już odwrotu od tej zmiany
Początkowo UE chciała od rosyjskiego gazu odejść szybciej niż od stycznia 2028 roku. Ostatecznie poszła jednak na ustępstwa wobec państw, które wciąż ten surowiec z Rosji albo państw trzecich importują. - Muszą się do tego dobrze przygotować, nie mogą zakręcić kurka z dnia na dzień. Muszą przygotować sobie alternatywne źródła pozyskiwania gazu, podpisać kontrakty z dostawcami, przystosować infrastrukturę. Tu potrzebny jest czas na inwestycje w energetykę - wyjaśnia europoseł Hetman.
Drugą drogą jest przyjęty rankiem 23 października 19. pakiet unijnych sankcji wobec Rosji. Pierwotnie zakładał wygaszenie kontraktów krótkoterminowych na rosyjski gaz przesyłany rurociągami od 1 stycznia 2026 roku, a na długoterminowe kontrakty na rosyjski LNG - od 1 stycznia 2027 roku. Druga z tych dat pozostała w mocy; pierwsza nieco się przesunie, ponieważ obostrzenia wejdą w życie po pół roku od zatwierdzenia nowego prawa.
Do tego potrzebna jest jednomyślność krajów członkowskich. Ostatnim blokującym zmiany była Słowacja, ale i Bratysławę udało się ostatecznie przekonać. Rząd premiera Roberta Fico domagał się od KE gwarancji dotyczących wysokich cen energii, a także dostosowania celów klimatycznych do potrzeb słowackiego przemysłu samochodowego i przemysłu ciężkiego.
Ostatnią, trzecią drogą do wyeliminowania rosyjskich surowców energetycznych z unijnego rynku są forsowane przez KE cła na rosyjską ropę. To bezpośredni efekt nacisków amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa i chęć ich wykorzystania do wykonania strategicznego dla całej UE kroku. Był to również swego rodzaju plan B Komisji Europejskiej na wypadek tego, gdyby przy 19. pakiecie sankcji wobec Rosji nie udało się uzyskać jednomyślności 27 państw członkowskich.
Źródła Interii w Brukseli przyznają jednak, że cła mogą nie być konieczne. Jeśli w ostatecznym kształcie dyskutowanego w ramach trilogu rozporządzenia utrzyma się wprowadzonych przez europarlamentarzystów zakaz importu rosyjskiej ropy, sprawa rozwiąże się sama. Jeśli jednak Parlament Europejski po negocjacjach z Radą UE i Komisją Europejską się z tego wycofa, KE będzie mogła kontynuować prace nad wprowadzeniem nowych ceł na rosyjską ropę.
Skąd w ramach jednej organizacji aż trzy drogi do, wydawałoby się, tego samego celu? - Ta mnogość propozycji legislacyjnych i ich porozrzucanie w różnych aktach prawnych wynika z chronologii wydarzeń politycznych, ale także ze wstrzemięźliwości KE w zaproponowanym w czerwcu odejściu od gazu rosyjskiego - tłumaczy w rozmowie z Interią pracujący w Brukseli prawnik Tomasz Włostowski.
Słowacja i Węgry pod ścianą
- Dopiero niespodziewany atak prezydenta Trumpa na rosyjski eksport ropy, a także rosnące prowokacje rosyjskie naruszające przestrzeń powietrzną kilku państw UE stworzyły odpowiedni klimat polityczny do przypuszczenia frontalnego ataku na resztkę importu ropy na Węgry i Słowację - wskazuje ekspert od sankcji oraz polityki handlowej UE.

Twarde dane nie kłamią. Gdy UE wprowadziła embargo na zakup rosyjskiej ropy w grudniu 2022 roku, Słowacja i Węgry wynegocjowały zwolnienie z zakazu ze względu na problemy z alternatywnymi źródłami dostaw. Rzecz w tym, że Węgrzy nie tylko nie przestali kupować rosyjskiej ropy, ale wręcz zwiększyli te zakupy. Jak wyliczyło fińskie Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem, w 2021 roku Węgry 61 proc. swoich zapasów ropy importowały z Rosji; w 2024 roku - już 86 proc. W przypadku Słowacji ten wskaźnik wynosi niemal 100 proc.
Słowacja i Węgry od początku podnosiły kwestię swojej bezalternatywności energetycznej, chociaż nie jest to prawdą. Swego czasu Węgrom pomoc oferowała chociażby Chorwacja, która na wyspie Krk posiada terminal Omisajl do importu ropy. Omisajl jest podłączony do ropociągu JANAF i dostarcza już ropę do Serbii. Przesyłanie jej również na Węgry nie byłoby problemem, bowiem rurociąg łączący oba kraje jest dostępny. Rząd premiera Viktora Orbana zasłaniał się jednak zbyt wysokimi opłatami przesyłowymi za transport surowca.
A Słowacja? Jedyna rafineria w kraju należy do węgierskiego koncernu MOL. Gdyby nie to, na Słowacji już dawno nie byłoby rosyjskiej ropy. Dywersyfikacja nie byłaby specjalnym problemem, bo w kwestii potrzebnej infrastruktury mogłyby pomóc sąsiednie Czechy. Swoją pomoc Słowakom, tyle że w kwestii dostaw gazu, zaoferowała też Polska.
Widać determinację samej Ursuli von der Leyen, którą wyraziła, chociażby w orędziu o stanie UE. Ma ochotę mocniej docisnąć w tej sprawie wszystkie państwa
Alternatywy więc były i są, tyle że droższe. Co nie może dziwić, bo wskutek zachodnich sankcji Rosja na globalnych rynkach konkuruje obecnie głównie kwestią ceny swojej ropy i gazu. - To jest gra Fico i Orbana. Organy UE i politycy w UE są świadomi, że ta dwa państwa na każdym etapie próbują coś dla siebie wyszarpać. Temat rosyjskiej ropy, zwłaszcza po rosyjskim ataku dronowym na Polskę, jest jednak tak ważny, że wzrosła presja na szybkie uregulowanie tej sprawy - mówi Interii europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza.
Jego kolega z PSL Krzysztof Hetman jest przekonany, że teraz "Słowacja i Węgry będą musiały się dostosować". W jego ocenie rządy w Bratysławie i Budapeszcie prowadzą jednak rozmowy z Brukselą w celu otrzymania unijnego wsparcia w przeorientowaniu swojej infrastruktury energetycznej. - Nie mam co do tego wątpliwości - mówi wiceprezes PSL. I dodaje: - Do tej pory chętnie brali surowce energetyczne z Rosji, bo było to opłacalne ekonomicznie, ale również była to karta przetargowa w rozmowach zarówno z innymi państwami UE, jak i z samą KE. Natomiast wiedzą doskonale, że teraz nie ma już odwrotu od tej zmiany.
To, co pozostało Słowakom i Węgrom to negocjacje. Zgoda na dociśniecie Rosji w kwestii gazu, który w skali całej UE jest dużo większym problemem niż ropa i produkty ropopochodne, w zamian za nieco luźniejsze podejście do dywersyfikacji dostaw ropy. Efekty już widać, bo rozporządzenie przegłosowane na Radzie UE zakłada całkowite odejście od rosyjskiego gazu na początek 2028 roku. Z kolei 19. pakiet unijnych sankcji na Rosję koncentruje się na gazie, a nie na ropie.
I trudno się dziwić. W 2024 roku dostawy tego surowca z Rosji do UE wynosiły około 52 mld metrów sześciennych. Z jednej strony, to prawie trzykrotnie mniej niż jeszcze w 2021 roku (150 mld metrów sześciennych), przed rosyjską agresją na Ukrainę; z drugiej - to wciąż 19 proc. całkowitego importu gazu na unijny rynek (w 2021 roku było to 45 proc.). Dla porównania: import ropy z Rosji to zaledwie 3 proc. całości importu tego surowca do krajów UE, chociaż paradoksalnie wartość tego importu jest większa niż w przypadku gazu. Rosyjski gaz wciąż kupuje natomiast osiem państw UE: Belgia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Portugalia, Słowacja i Węgry. Kreml z tytułu eksportu gazu do UE zarabia mniej więcej 15 mld euro rocznie.
Trump osiągnął cel. "Widać determinację Ursuli"
Zaostrzenie przepisów wobec importu rosyjskiego gazy, a być może także ostateczne wyeliminowanie rosyjskiej ropy, to duży sukces administracji Donalda Trumpa. Amerykański prezydent w ostatnich tygodniach ostro strofował europejskich członków NATO za domaganie się ostrych sankcji Stanów Zjednoczonych wobec Rosji, podczas gdy kraje UE i NATO same wciąż zaopatrują się w rosyjskie surowce energetyczne.
- Muszą natychmiast zaprzestać wszelkich zakupów energii z Rosji. Będziemy o tym dzisiaj rozmawiać z wszystkimi zgromadzonymi tu państwami europejskimi - mówił pod koniec września na forum ONZ amerykański przywódca. - Pomyślcie tylko: finansują wojnę przeciwko sobie. Kto do cholery o tym słyszał? - nie mógł się nadziwić.

Wprowadzenie nowych zakazów i sankcji ma dać Brukseli poważny argument w rozmowach z administracją amerykańską. Ma to być dowód, że UE przyjęła wyrażoną krytykę i wyciągnęła z niej wnioski. A teraz czas na amerykańską część zadania, czyli wprowadzenie ostrych tzw. sankcji wtórnych na rosyjską ropę. O tym, jak potężne jest to narzędzie, pisaliśmy swego czasu na łamach Interii.
Trump już zresztą naciska na Indie w kwestii zatrzymania importu rosyjskich surowców przez ten kraj. Podobne plany ma wobec Chin. - Tylko musi mieć jakieś argumenty w ręku, bo kraje kupujące od Rosji mówiły mu: zaraz, zaraz, przymuszasz nas do działań, które z naszego punktu widzenia są niekorzystne ekonomicznie, a w Europie dalej kupują rosyjski gaz - mówi w rozmowie z Interią europoseł Krzysztof Hetman. - Dlatego Europa musiała pokazać, że ostatecznie zrywa z gazem z Rosji i dać tym samym jeszcze silniejsze argumenty Trumpowi - dodaje wiceprezes PSL.
Szanse na to są większe niż kiedykolwiek wcześniej. - Jest kurs i on przybiera obecnie na sile, żeby całkowicie odciąć się od rosyjskich surowców - mówi o atmosferze na brukselskich korytarzach Adam Jarubas, kolega Hetmana z partii i europarlamentu. - Widać determinację samej Ursuli von der Leyen, którą wyraziła, chociażby w orędziu o stanie UE. Ma ochotę mocniej docisnąć w tej sprawie wszystkie państwa - uważa.















